poniedziałek, 17 października 2011

"Gotowanie jest moją pasją". Krótka refleksja nt. Blog Forum Gdańsk 2011.


Na wstępie tego posta chciałabym serdecznie podziękować miastu Gdańsk i organizatorom za zaproszenie na Blog Forum Gdańsk 2011. Bardzo profesjonalnie przygotowana konferencja, dopieszczona w każdym calu. Serdecznie dziękuję!

Podróż odbyłam w miłym towarzystwie Niny, Moniki i SzeLLki, choć w drodze powrotnej powiało grozą (więcej możecie zobaczyć u SzeLLki) Kobiety dziękuję za wspaniałe 12 godzin spędzone w drodze :) I przepraszam za ten "mityczny" chleb - czasem ze mnie taka roztrzepana dusza - ale wierzcie mi on istniał i jechał z nami do Gdańska. Jeśli będziecie chciały się kiedyś spotkać w tym samym gronie, to z chęcią go dla Was upiekę :)

Ogromnie miło było poznać te osoby, które znałam do tej pory tylko z wirtualnego świata. Nie będę tu wymieniać, bo z pewnością bym kogoś pominęła, a tego nie chcę. Miło Was było wszystkich poznać!

***

Zdjęcie, które wykorzystałam w tym poście pochodzi z "fejsbukowej" strony Blog Forum Gdańsk 2011.

***

Wracając jednak do konferencji, to skłoniła mnie do głębszego zastanowienia się nad kulinarną blogosferą. Nie będzie tak jak na innych blogach, gdzie przeczytacie o tym, jaki był program konferencji, kogo można było tam poznać, z kim porozmawiać i czego dowiedzieć się na warsztatach. Nie będę też pisać o plusach i minusach konferencji. Skupiłam się tylko na własnych, subiektywnych odczuciach. Z pewnością nieco chaotyczne, ale pisane na świeżo więc oddają emocje, które w tej chwili odczuwam.  Możecie się z nimi zgadzać lub nie...

"Gotowanie jest moją pasją" - to słowa często powtarzane przez kulinarną część blogosfery. Na Blog Forum Gdańsk 2011 czułam się jakbym ciągle słuchała jednej i tej samej płyty. Jakby ktoś zaprogramował kulinarne bloggerki na to jedno zdanie: "Gotowanie jest moją pasją". Przyznam szczerze brzmiało to trochę sztucznie. Jakbyśmy na siłę próbowali wszystkich obecnych na konferencji przekonać, że nasze blogowanie ma wyższy cel, że nie jesteśmy tylko "tymi babami od garów".

Nie mogę się pozbyć chęci porównania do żartu rzuconego w trakcie wystąpienia p. Rafała Bryndala:
"Prowadzący teleturniej pyta uczestnika: 
- Jakie ma pan zainteresowania? 
- Szerokie - odpowiada uczestnik, sądząc, że już wyczerpał temat. 
Na to prowadzący drąży temat:
- A konkretnie? 
- Samochody, piłka nożna... - odpowiada uczestnik, i zdaje sobie sprawę, że trochę to średnio brzmi na szerokie zainteresowania, więc rzutem na taśmę wymyśla - ...i siłownia z kolegami".
Ani to szerokie zainteresowania ani śmieszny dowcip, ale moim zdaniem oddaje sedno całego zagadnienia. Zasłaniamy się "pasją", żeby nasze gotowanie miało głębszy wymiar, a nie było motywowane pierwotnym uczuciem głodu. Ja gotuję dlatego, że lubię (stąd też nazwa bloga), ale nie nadaję mojemu gotowaniu jakiegoś mistycznego znaczenia. Lubię posty oprawione zdjęciami i chcę, aby moje zdjęcia były coraz lepsze. Dla mnie udana fotografia jest równie ważna, co smak przygotowanej potrawy, którą chcę się podzielić z innymi. Czy jestem więc tylko blogiem o kotlecie?

Rozumiem, że uwagi typu, "co oprócz głodu (tu śmiech prowadzącego) motywuje Cię do gotowania" czy "blogi od kotleta" powodują, że mimowolnie odczuwamy potrzebę obrony. Stąd zapewne biorą się tak górnolotne słowa jak "pasja" (mi osobiście pasuje określenie "blog z jajami"). Ale czy nie dorabiamy w ten sposób zbędnej filozofii? Filozofii, która powoduje, że zamykamy się w swoim własnym świecie? Czy nie "kisimy się we własnym sosie"? Nawet wystarczy spojrzeć na komentarze. Ja szczerze przyznaję, że większość komentarzy na moim blogu pochodzi od innych bloggerek kulinarnych. O czym to świadczy?

W głosowaniu internautów na Blog of Gdansk 2011 wygrała przedstawicielka blogów kulinarnych Ania vel Vespertine ze Strawberries from Poland*, ale nie została nominowana przez kapitułę do pierwszej trójki. Co to tak naprawdę oznacza? Blogi kulinarne są tak popularne wśród internautów, czy może raczej po prostu "w kupie siła"? Na Durszlaku w tej chwili jest zarejestrowanych ponad 900 blogów. Dużo, prawda? Pytanie tylko, jaką jakość do przekazania ma ta siła...

Może to dlatego postrzegano nas, tak a nie inaczej na konferencji. Zauważcie, że nawet Kominek ma na swoim blogu dział kulinarny "My cooking". Gotować przecież każdy może/musi...

* duże gratulacje, ponieważ blog Ani czyta się bardzo dobrze, więc nie żałuję oddanego na nią głosu.

***

Mój blog powstał z założenia jako wirtualna książka kucharska, a teraz lekko ewoluuje ku kawałkowi blogosfery, gdzie mogę wyrazić to, co mnie w danej chwili inspiruje i będę chciała go rozwijać w kierunku autorskich przepisów jak ten deser z dyni. W związku z tym nie będę go aktualizować z tak dużą częstotliwością, jak to miało miejsce jeszcze jakiś czas temu (może niektórzy zauważyli, że milczę od prawie 2 tygodni). Samo prowadzenie bloga jest dla mnie tak osobistą i hobbystyczną działalnością, że nie chcę na nim zarabiać. Mam do tego prawo. To moja wolność, wolność od reklam.

Do niedawna byłam  "kopiarką" jak to określiła Magda z bloga Cakes and the city (swoją drogą bardzo interesująca młoda osóbka), czyli gotowałam wg wyszperanych przepisów, ewentualnie dokonywałam w nich niewielkich modyfikacji. Czym więc różnię się od innych milionów gotujących kobiet? Tym, że lubię gotować i mam czas na zrobienie zdjęcia, a one traktują to jako codzienny obowiązek? Tak odtwórczych jest większość blogów kulinarnych, po prostu odtwarzają istniejące przepisy i opatrują je własnymi zdjęciami. Czy to jest ta słynna pasja gotowania? Raczej bym pomyślała, że to pasja fotografowania, bo to przecież zdjęcia są unikalne, a nie przepis...

A co Wy o tym sądzicie? 
Jakie macie przemyślenia po tej konferencji?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witaj!
Super, że chcesz podzielić się ze mną swoją opinią. Komentarze są moderowane, dlatego nie martw się, jeśli Twój komentarz nie pojawi się od razu.