poniedziałek, 1 lipca 2013

Tajska bazylia i imbir. Orzeszki ziemne i fasolka. Szybki makaron. O bieganiu słów kilka.


Jak zmienić sprintera (najlepszy na dystansie 80m) na długodystansowca? Dać mu dobry program treningowy i sprezentować lekkie jak piórko buty do biegania :) A tak na poważnie, to nie ma jak endorfiny, które działają lepiej niż jakikolwiek trener osobisty! Jeśli sport będzie Wam sprawiał przyjemność, to nie będzie problemem wstawanie o piątej rano.

Podejść do biegania miałam kilka, ale jak przystało na typowego sprintera - zabójcze tempo na początku, a potem pozostały dystans pokonany spacerowym tempem, by uspokoić skołatane serducho. Jak o tym teraz myślę to nic dziwnego, że nie mogłam się w tym sporcie odnaleźć. W tym roku jednak Połówek wziął sobie za cel "skuteczne przekonanie" mnie do biegania. Próbował już kilka razy, ale jako typowy Byk stawałam okoniem. Byki strasznie nie lubią jak się je do czegoś zmusza, lub próbuje przekonać na siłę. Do niektórych sportów (jak nurkowanie) trzeba dorosnąć. Na początek Połówek zaprowadził mnie do prawdziwego sklepu dla biegacza. Można dostać oczopląsu od tych kolorowych butów. Najpierw Pani z obsługi bardzo profesjonalnie obejrzała moje stopy i kostki, potem mój bieg na bieżni został sfilmowany i na podstawie analizy ustawienia stóp w trakcie biegu zostało mi przedstawionych kilka modeli butów, które były odpowiednie do mojego stylu biegowego. Pani wymieniała jakieś skomplikowane nazwy, np. pronacja..., ale nie byłam w stanie zapamiętać jaki mam styl ;). Przebieżka po sklepie w kilku modelach i buty wybrane (i choć serce chciało za designem nike'a to rozum wybrał co innego). Lekkie jak piórko, których w trakcie biegu w ogóle nie czuję na stopie. Po prostu cudo! Połówek szczęśliwy, bo co jak co ale prezent urodzinowy nie wyląduje w szafie, prawda?

Szczerze, to byłam sceptycznie nastawiona mając w pamięci moje poprzednie próby "biegania". I tutaj znowu z pomocą przyszedł Połówek, który wyszukał dla mnie trening idealny dla początkującego.
źródło: bieganie.pl

Wg tego planu już po sześciu tygodniach można zacząć biegać naprawdę :) Podstawą jest sześć 5-cio minutowych bloków. I tak np. w drugim tygodniu na 1 minutę biegu, 4 minuty energicznego marszu i tak sześć razy.. Ja swój trening zaczęłam od sprawdzenia jaki jest mój "próg". Pierwszego dnia po prostu pobiegłam i okazało się, że nie jest ze mną tak źle. Byłam w stanie bez (nadmiernej) palpitacji serca przebiec ciągiem 1,5 minuty :) Potraktowałam to więc jako bazę do dalszego treningu, lekko modyfikując powyższy plan: 1,5 minuty biegu na 3,5 minuty energicznego marszu w sześciu 5-cio minutowych blokach. Tak przebiegłam w ciągu tygodnia cztery treningi (najlepiej robić sobie jednodniowe przerwy). W kolejnym tygodniu biegłam już przez 2 minuty na 3 minuty marszu, a potem to już samo poszło :)

Wstawanie o piątej rano nie jest już takie straszne, gdy słońce łaskocze po policzku o poranki. A do tego te endorfiny! Ciało samo wyskakuje spod ciepłej kołderki, zakłada sportowe ubranie, wiąże buty, naciąga czapeczkę (czasem kaptur gdy jest zimniej), wychodzi na dwór. Chwila energicznego marszu (z wysokim uniesieniem kolan), rozciąganie przy ławeczce na przystanku.  Zdarza się jeszcze, że czasem jakieś auto przejeżdża obok i kierowca dziwi się, co ja też wyczyniam :) 

A od wczoraj (muszę się Wam pochwalić) jestem kobietą przebiegłą! Wczorajszy start w She runs the night to było wpaniałe przeżycie. Mój pierwszy udział w zorganizowanym biegu masowym. Niesamowite było to, jak inne biegnące kobiety są w stanie motywować nawet jeśli wydaje się już, że to czas by choć trochę pomaszerować. Wynik 45:20 minut na 6,6km to dla mnie ogromne szczęście, bo tak dobrego wyniku się nie spodziewałam.

***

Odkąd zaczęłam biegać coraz częściej w tygodniu sięgam po makaron. Idealny na kolację, jeśli ktoś tak jak ja biega wcześnie rano. Tym razem postawiłam na stir fry, bo to ekspresowe i pyszne danie. Cały w lepkim sosie (na bazie oliwy, sosu sojowego, oleju sezamowego, octu balsamicznego, czosnku i imbiru) w towarzystwie pachnącej anyżem bazylii, uprażonych orzeszków ziemnych i fasolki mamut. Uwierzcie mi nie potrzeba nic więcej! :)

Zastanawiam się, nawet czy nie stworzyć osobnej kategorii w menu bloga potraw z myślą o biegaczach. Chcielibyście?


Makaron z imbirem, orzeszkami ziemnymi i tajską bazylią

oryginalny przepis pochodzi ze strony epicurious.com
(na 2 porcje)

Składniki:
200g makaronu chińskiego (jajecznego)
1 łyżka oliwy
4cm kawałek imbiru
1 ząbek czosnku
1 łyżka oleju sezamowego
1 łyżka sosu sojowego (jasnego)
1 łyżka octu balsamicznego
1 łyżka brązowego cukru
2 młode dymki (razem ze szczypiorkiem)
4 łyżki orzeszków ziemnych
50g fasolki mamut
2 garści liści tajskiej bazylii
sól do smaku

plus do dekoracji
liście tajskiej bazylii

Przygotowanie:
Makaron ugotujcie do miękkości, zgodnie z instrukcją na opakowaniu. Cebulkę i szczypiorek pokrójcie w grube plasterki. Orzeszki ziemne grubo posiekajcie i lekko uprażcie na suchej patelni. Bazylię pokrójcie w cienkie paseczki. Imbir obierzcie ze skórki i zetrzyjcie na tarce o małych oczkach. Fasolkę mamut wrzućcie do wrzątku i gotujcie przez minutę (powinna zachować chrupkość). Szybko przełóżcie do zimnej wody, by nie straciła koloru.

Na patelni rozgrzejcie oliwę, dodajcie starty imbir i przeciśnięty przez praskę czosnek, smażcie przez chwilę na małym ogniu, aż przyprawy zaczną wydzielać aromat. Dodajcie olej sezamowy, sos sojowy, ocet balsamiczny, cukier, doprawcie do smaku solą, dokładnie wymieszajcie. Dodajcie osączony makaron, dodajcie dymkę razem ze szczypiorkiem, fasolkę, posiekaną bazylię i 3/4 orzeszków ziemnych, dokładnie wymieszajcie. 

Podawajcie na ciepło posypane resztą orzeszków ziemnych i udekorowane bazylią. Smacznego!

4 komentarze:

  1. Ja juz probowalam z podobnym planem jak twoj - bezskutecznie. No nie moge sie do biegania przekonac i juz. Za to pedalowac to ja uwielbiam :)
    Makaron wyglada oblednie! Az nabralam ochoty na azjatyckie smaki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fantastyczny przepis, lubię tego typu dania. I wygląda też super.

    OdpowiedzUsuń
  3. Super przepis :) Chyba zrobię coś podobnego, bo po roku poszukiwań w końcu udało mi się dostać świeżą tajską bazylię :D A z bieganiem super pomysł !

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj pysznie tu pysznie!

    OdpowiedzUsuń

Witaj!
Super, że chcesz podzielić się ze mną swoją opinią. Komentarze są moderowane, dlatego nie martw się, jeśli Twój komentarz nie pojawi się od razu.