piątek, 12 czerwca 2015

Jak skutecznie i bezboleśnie się zabić?


Są takie akcje, które uderzają we mnie ze zdwojoną siłą. Wciskają ukryty guzik otwierając lawinę wspomnień. Wspomnień bolących jak cholera, uwierających jak drzazga. Jeszcze do niedawna był to dla mnie temat tabu, kompletnie nie do poruszania na większym forum. A zwłaszcza na blogu kulinarnym.

Ot trup w szafie, o którym każdy wie, a boi się otworzyć drzwi i uwolnić zbłąkaną duszę. Duszę bliskiej osoby, która nie udźwignęła rzeczywistości. Problemów, które wtedy wydawały się tak ogromne, że tylko odebranie sobie życia mogło je skończyć. Co było faktyczną przyczyną mogę się tylko domyślać, bo z kilkuletnim dzieckiem nikt na ten temat nie rozmawia (a przynajmniej ja tego nie pamiętam). Być może tak głęboko schowałam emocje z tamtego okresu, by sobie z nimi poradzić. Nie wiem. Teraz powoli się do nich dokopuję, odnajdując coraz więcej mechanizmów psychologicznych, z których nie zdawałam sobie sprawy, a mają przełożenie na moje dorosłe życie – nieustanne poczucie winy, lęk przed zmianą, utratą bliskich (czasem nawet sama bliskie relacje sabotuję ze strachu przed stratą) czy odkryte przeze mnie ostatnio helingerowskie uwikłanie. Powoli przywracam porządek mojej rodzinie, przywracając każdemu z jej członków właściwe dla niego miejsce.

Moje emocje, ukrywane przez lata, znalazły ujście w całkiem niespodziewany dla mnie sposób – w jedzeniu. To poprzez nie (w sposób niewerbalny) w mojej rodzinie wyraża się miłość.


JEDZENIE = MIŁOŚĆ


Odkąd pamiętam w sytuacjach stresowych jem albo gotuję. Dzięki temu powracam do równowagi. Gdy coś zawalę w pracy, gdy pokłócę się z bliskimi, albo gdy ogólnie jest do dupy, to zaraz po powrocie do domu zagniatam ciasto drożdżowe (czasem nawet nieświadomie, że coś jest nie tak). Sama czynność wyrabiania ciasta, że mogę się na nim fizycznie wyżyć pomaga niczym magiczna różdżka. Jak ręką odjął. Po kęsie domowej drożdżówki, każdy problem traci już na znaczeniu. A ja nabieram na nowo przekonania, że warto się angażować mimo spadających na głowę kolejnych rozczarowań. Wszystko dzieje się po coś. Dzięki temu nabieram doświadczenia życiowego, hartuję się w nim.

I Ty DROGI czytelniku trafiłeś tu też dziś nie przez przypadek. Trafiłeś tu, by przeczytać ten wpis. Poszukaj w swoim życiu takiego remedium na całe zło. Takiego koła ratunkowego, które będzie Cię trzymać na powierzchni i nie pozwoli pociągnąć na dno. Może to być gotowanie jak u mnie, praca w ogródku, czy wysiłek fizyczny. Nie musi to być nic skomplikowanego, tylko coś co pozwoli Ci oderwać głowę od tego, co cię trapi i nęka. Pomyśl o tym, choć przez chwilę… Niech ta myśl powoli kiełkuje w Twojej głowie.

Jeśli trafiłeś tutaj, by znaleźć najlepszy sposób na to, by popełnić samobójstwo, to go tu nie znajdziesz. Znajdziesz za to ogromną prośbę, byś skorzystał z telefonów, które wymieniam na końcu tego postu. Byś jeszcze raz zastanowił się nad problemem/problemami, które pchają Cię w macki przedwczesnej śmierci. Czy naprawdę z ich powodu warto odbierać sobie życie? Odetchnij głęboko. A może jest ktoś, kto może Ci pomóc? Może warto poprosić o pomoc zanim będzie za późno? Może warto zaryzykować? Nie bój się. To nie może być trudniejsze, niż decyzja przed którą stoisz teraz. 

116 123 – Telefon zaufania dla osób dorosłych w kryzysie emocjonalnym
22 425 98 48 – Telefoniczna pierwsza pomoc psychologiczna
116 111– Telefon zaufania dla dzieci i młodzieży
801 120 002– Ogólnopolski telefon dla ofiar przemocy w rodzinie „Niebieska Linia”
800 112 800– „Telefon Nadziei” dla kobiet w ciąży i matek w trudnej sytuacji życiowej

W tych miejscach z pewnością znajdziesz fachowe wsparcie i być może ktoś zawróci Cię z tej drogi, która wydaje Ci się w tym momencie jedynym rozwiązaniem.

3 komentarze:

  1. Dzięki za ten wpis.
    Przesłałam link mojej Koleżance, która od prawie 10-ciu lat zmaga się z depresją.
    Zna wszystkie telefony, ma terapeutę,ale...No właśnie może przeczyta Twoje słowa i poczuje w sobie siłę.
    Dla mnie gotowanie też jest czasami terapią na małe i większe kłopoty...

    OdpowiedzUsuń
  2. Aniu, dziękuję! :) Nie była to łatwa decyzja, by na blogu podzielić się moimi doświadczeniami, ale choć dla jednej osoby zawróconej z tej ścieżki warto poświęcić swoją sferę komfortu.

    Pozdrawiam ciepło!
    Ewe

    OdpowiedzUsuń
  3. dziękuję

    OdpowiedzUsuń

Witaj!
Super, że chcesz podzielić się ze mną swoją opinią. Komentarze są moderowane, dlatego nie martw się, jeśli Twój komentarz nie pojawi się od razu.