W końcu pogoda zaczyna dopieszczać. Promienie słońca leniwie rozchodzą się po twarzy... Tak, bardzo lubię czerwiec! Zwłaszcza gdy zachwyca taką aurą jak dziś.
Aż żal siedzieć w pracy, aż żal siedzieć w domu i uczyć się. Wynoszę cały swoją szkolną menażerię - książki i notatki to podstawa, a do tego różnokolorowe długopisy i zakreślacze. Kolejne zadania rozwiązane, inne niecierpliwie czekają w kolejce. Moje palce już niemal bezwzrokowo odnajdują cyfry na tarczy kalkulatora, co na egzaminie może być niezwykle przydatną umiejętnością.
Dopiero burczenie w brzuchu przerywa moje finansowe skupienie. Zdecydowanie już pora coś zjeść, ale nie ma czasu na dłuższe siedzenie w kuchni. Jeśli ma być szybko, to na stole ląduje makaron. Do tego świeży szpinak od mamy, "koszykowa" botwinka i lodówkowe resztki: feta i orzeszki piniowe, które leżały za otwartym słoiczkiem konfitury pomarańczowej (swoją drogą z niej też wypadałoby coś zrobić).
W czasie gdy będziecie gotować makaron spokojnie możecie przygotować farsz. Wtedy razem z zapiekaniem w kuchni spędzicie nie więcej niż 30 minut. Do dzieła!
Zapiekane muszle z botwinką, szpinakiem i fetą
przepis własny
(na 2 porcje)
Składniki:
150g makaronu w kształcie muszli
2 łyżeczki oliwy
2 ząbki czosnku
2 pęczki botwinki
6 garści świeżych liści szpinaku
100g sera feta
1 czubata łyżka orzeszków piniowych
plus do dekoracji
1 łyżeczka orzeszków piniowych
Przygotowanie:
Muszle ugotujcie w lekko osolonej wodzie. Osączcie na durszlaku i odłóżcie na bok.
Botwinkę i szpinak dokładnie umyjcie i osuszcie, grubo posiekajcie. Na suchej patelni uprażcie orzeszki piniowe. Gotowe przełóżcie do miseczki i odłóżcie na chwilę.
Na tej samej patelni rozgrzejcie oliwę, dodajcie przeciśnięty przez praskę ząbek czosnku, smażcie przez chwilę. Następnie dodajcie botwinkę i szpinak, smażcie do momentu, aż liście zmiękną. Pod koniec dodajcie pokruszoną fetę i orzeszki piniowe, dokładnie wmieszajcie. Zdejmijcie z ognia.
Do osączonych muszli nakładajcie przygotowany farsz. Gotowe układajcie w naczyniu do zapiekania. Wstawcie do rozgrzanego piekarnika (175 stopni; górna i dolna grzałka) i pieczcie przez 10 minut.
Podawajcie od razu, udekorowane uprażonymi piniolami. Smacznego!
U mnie pogoda wciaz nieciekawa: szaro, deszczowo, do d*py. Pocieszylabym sie takim makaronem...
OdpowiedzUsuńŚwietne :) U mnie dziś podobne połączenie smaków, tyle że w postaci tarty ;) Zapraszam Cię serdecznie z tym przepisem do mojej akcji "Czas na szpinak 3" :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńFeta i botwinka... połączenie idealne ;). A ja uwielbiam wszelkie faszerowane makarony ;) Pozdrawiam, gingerbreath.blox.pl
OdpowiedzUsuńZakochałam się w tych zdjęciach, są przecudowne i takie apetyczne :) Świetny pomysł na lekki obiad, chętnie wypróbuje póki botwinka świeża i pyszna :)
OdpowiedzUsuńSuper wygląda, mam zachomikowany ten makaron muszę go odchomikować w końcu :)
OdpowiedzUsuńEwelinko, jakie piękne, smaczne muszle. Smakowicie wyglądają, bardzo:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło
Maggie, to nie zazdroszczę :( U nas powoli robi się pięknie! Makaron zdecydowanie na poprawienie humoru :)))
OdpowiedzUsuńWedelko, dziękuję :)Właśnie tak zastanawiałam się nad tartą, ale koniec końców zdecydował czas przygotowania.
Nashelly, o tak, to bardzo udane połączenie! :)
Madzialena, dziękuję ślicznie! :) Na taką pogodę idealny :)
Zufik, odchomikuj koniecznie! :)
Majanko, dziękuję ślicznie!
Pozdrawiam ciepło!
Rewelacja, botwinka za mną chodzi już od jakiegoś czasu ale nie miałam na nią pomysłu. Dzięki za inspirację.
OdpowiedzUsuńTak trzymaj, świetny blog.
pozdrawiam