Puree z dyni jest jednym z tych półproduktów, które wykorzystuję jesienią w swojej kuchni bardzo często. Nie skłamię jeśli napiszę, że nie ma tygodnia, żebym go nie użyła. Najczęściej kupuję większą ilość dyni i przerabiam ją na tę wielofunkcyjną papkę. Uwierzcie mi podobnie jak z zapasem bulionu, warto zapas puree z dyni mieć.
Do jego przygotowania staram się wybierać wśród dwóch odmian hokkaido lub piżmowej, które bardzo dobrze sprawdzają się w pieczeniu, ponieważ zawierają bardzo mało wody. Piżmowa ma jeszcze tą małą przewagę, że pestek w niej jak na lekarstwo, więc nawet nie trzeba się napracować przed pieczeniem. To dynia idealna dla takich leniuchów jak ja :)
Puree z pieczonej dyni
oryginalny przepis wypatrzyłam u Usagi
(na 2 szklanki)
Składniki:
1,5kg dyni (odmiana piżmowa lub hokkaido)
2 łyżki oliwy/oleju z pestek winogron
Przygotowanie:
Piekarnik rozgrzejcie do 175 stopni (górna i dolna grzałka).
Dynię obierzcie i pokrójcie na mniejsze kawałki (około 2-3 cm kostkę). W misce wymieszajcie oliwę z pokrojoną dynią. Wyłóżcie na blasze wyłożonej wcześniej papierem do pieczenia. Pieczcie w rozgrzanym piekarniku przez 30-40, aż dynia będzie miękka (jeśli pod naporem widelca będzie się rozgniatać to znak, że jest już gotowa).
Upieczoną dynię odstawcie do lekkiego przestygnięcia. Lekko ciepłą dokładnie zmiksujcie.
Gotowe puree przechowujcie w lodówce do dwóch tygodni. Możecie je również zamrozić lub zapasteryzować, dzięki czemu będziecie mogli je przechowywać dłużej. Smacznego!
cudne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńŚwietne zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńNie gotowałam nic z puree z dyni, ale to chyba błąd ;)