Ech jak to się dziwnie w życiu układa... Jednego dnia wali się cały świat, następnego udaje się go poskładać i odnaleźć w nowej rzeczywistości... W reszcie mam poczucie, że jest dobrze. Pojawiają się nowe możliwości, aż tu nagle odzywa się ten "stary", "zawalony" świat. I co wtedy?
Pozostać przy nowo odkrytym czy ponownie zaufać tym, na którym już raz się zawiodłam? A może postarać się oba te światy połączyć? Jak myślicie?
Pozostać przy nowo odkrytym czy ponownie zaufać tym, na którym już raz się zawiodłam? A może postarać się oba te światy połączyć? Jak myślicie?
Pamiętacie poprzedni post? Przygotowałam w nim dżem rabarbarowo-wiśniowy, a dzisiaj prezentuję Wam to co z niego zrobiłam. Częstujcie się!
PASZTET DROBIOWY Z DŻEMEM RABARBAROWO-WIŚNIOWYM
przepis własny zainspirowany warsztatami kulinarnymi(na 3 kokilki)
Składniki:
250g wątróbki drobiowej
400g piersi z kurczaka
1 czerwona cebula
4 gałązki tymianku (u mnie po dwie zwykłego i cytrynowego)
1 gałązka oregano
1 czubata łyżka klarowanego masła
1/2 szklanki wiśniówki
130g masła
6 łyżek dżemu rabarbarowo-wiśniowej
100ml soku wiśniowego
1 łyżeczka żelatyny
sól
pieprz kolorowy
Przygotowanie:
Wątróbkę oczyścić (usunąć żyłki i krew). Pokroić na mniejsze kawałki, podobnie postąpić z piersią z kurczaka. Cebulę obrać, drobno posiekać. Listki ziół oberwać z gałązek, drobno posiekać.
W dużym rondlu rozgrzać masło klarowane, dodać cebulę i lekko zeszklić. Dodać pokrojoną wątróbkę i kurczaka, smażyć przez około 5 minut, aż wątróbka i kurczak będą usmażone. Doprawić lekko solą i pieprzem, wlać wiśniówkę, dusić na małym ogniu do odparowania połowy płynu. Całość przełożyć do miksera, dodać masło, zmiksować na gładką masę. Spróbować, jeśli masa wymaga doprawienia, to doprawcie ją do smaku. Dla pewności, żeby pasztet był naprawdę gładki, całość przetrzeć jeszcze przez sito.
Kokilki wyłożyć folią do żywności (tak, aby pasztet potem można było łatwo wyciągnąć), przełożyć do nich masę pasztetową (do 3/4 wysokości). Następnie stukając dnem kokilki o blat ścisnąć masę, wyrównać łyżką jeśli uważacie to za konieczne. Na wierzch dodać po dwie łyżki dżemu.
W małym rondelku podgrzać sok wiśniowy, dodać żelatynę i szybko zamieszać. Wlać po łyżce na wierzch każdej kokilki, ponakłuwać widelcem, żeby galaretka dostała się do środka dżemu. Wstawić do lodówki na minimum godzinę.
Rewelacyjny! Ja dzisiaj robię bardziej przyziemny pasztet pieczony z pistacjami, ale Twojego bardzo ale to bardzo chętnie bym spróbowała :)
OdpowiedzUsuńEve, ale mi smaku narobiłaś. Uwielbiam pasztety, a ten Twój - poezja.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
tmach
Musi się idealnie komponować z tym dżemem, coś niesamowitego ;-)
OdpowiedzUsuńJa nie jestm z tych, którzy łatwo ryzykują i łatwo zapominają o tym, co było...próbowałabym to chyba jakoś razem połączyć...
przyznam, szczerze, że jeśli ktoś mnie zawiódł nie umiem mu tak do końca ponownie zaufać ....
OdpowiedzUsuńpasztet wyglada imponująco, a jak pysznie musi smakować z tym dżemem ...oj i taka chrupiaca bagietka do tego ...pysznosci:)
Każdy wybór łączy się jednocześnie z rezygnacją - nawet wybór wydawałoby się kompromisowy.
OdpowiedzUsuńNa szczęście bywa tak, że pewne rzeczy najlepiej (najszybciej i najmądrzej) układają się same, pozostawione własnemu biegowi. Chwilami nie jest źle po prostu dać czas czasowi.
A w międzyczasie pojeść sobie pasztetu z dżemem - och co za ujmujący widok...:)
po prostu rozpustny!
OdpowiedzUsuńNiesamowity. Zakochałam się od pierwszego wejrzenia!
OdpowiedzUsuńEwa, dziękuję :) Twój pasztet nie taki przyziemny... Takiego z pistacjami jeszcze nie jadłam. Może wymiana?
OdpowiedzUsuńTmach, dziękuję :) Częstuj się!
Arvén, o tak! Jak tylko spróbowałam dżemu to wiedziałam, że będzie idealnym kontrpunktem dla pasztetu.
Hmmm... też myślę o ich połączeniu, bo nie jestem w stanie na tyle ponownie zaufać, żeby powrócić do 100% ufności w intencje.
Jolu, dokładnie! To zaufanie nie wraca w całości... i zawsze ta niepewność czy to się znów nie powtórzy. Dziękuję, bagietka do tego pasztetu koniecznie!
Lekka, o tak! Dobre jedzenie zawsze pomaga choć trochę zapomnieć o stresach :)) Czas to faktycznie dobry przyjaciel w takich sytuacjach.
Karmel-itko, dziękuję!
Aniu, dziękuję :) U mnie to było zauroczenie od pierwszego kęsa!
Miłego dnia!
Pasztet wyglada pieknie! Ja wprawdzie nie jestem fanka polaczenia mieso + owoce, ale patrzec na niego moglabym godzinami ;)
OdpowiedzUsuńA co do nowych i starych swiatow, ja pewnie bede odwiedzac oba, nauczona doswiadczeniem. Bo jesli jeden z nich sie zawali, zawsze zostanie ten drugi. Zreszta, wiele zalezy od tego, jak ten nowy-stary swiat bedzie wygladac, a to na razie jedna wielka niewiadoma...
Nigdy nie robiłam pasztetu, ale mam na niego coraz większą ochotę. Tym bardziej, że nie wydaje mi się to wszystko zbyt skomplikowane...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
wygląda prze,prze,przepysznie! :) taką kromeczkę bym zjadła. połączenie pasztetu drobiowego ze słodkim - to pewnie niebo w gębie! Ps. czasem warto wrócić do przeszłości, ale należy sie zastanowić czy warto?... POzdrawiam!
OdpowiedzUsuńwspaniale wygląda! domowego drobiowego jeszcze nie jadłam, bo jakoś zawsze są z królików, ale ciekawa jestem jego smaku bardzo :)
OdpowiedzUsuńO rany, ale bym zjadła plasterek takiego pasztetu:)
OdpowiedzUsuńMaggie, dziękuję :) Miejmy nadzieję, że wszystko się dobrze ułoży. Wiem jednak, że z pewnością nie będę się ograniczać do jednego. Numery jak ten z Durszlakiem, zamknięcie strony bez zapowiedzi, jednak czegoś mnie (nas) nauczyły.
OdpowiedzUsuńLasqueen, dziękuję :) Bo pasztety wcale nie są trudne, a warto spróbować, bo taki domowy jest PYSZNY!
Bazylia, dziękuję :) Częstuj się! Kromeczkę akurat mogę oddać :)))
Paula, dziękuję :) U mnie w domu mama też tylko ten z królika robi :) Ja po warsztatach porwałam się na takie połączenie! Spróbuj przygotować w domu, bo to naprawdę proste.
Wiosenko, częstuj się :)
Miłego dnia!
Jestem wielką fanką domowych pasztetów, a jeszcze ta czerwona kołderka - pycha! :)
OdpowiedzUsuń