Co się dzieje?
Nic... - odpowiadam zmęczonym głosem.
No przecież widzę, że coś jest nie tak. Więc co się stało?
Nic. Idę do kuchni, chcesz herbaty?
Tak. - patrzy na mnie z zatroskaniem w oczach - Pomóc Ci?
Nie, dam sobie radę. Dziękuję. - uśmiecham się po raz pierwszy od kilku godzin.
Robię herbatę. Przy okazji otwieram kuchenną szafkę i zaglądam do zakwasu. Zaczyna bąbelkować. Dokarmiam go myśląc, że może uda mi się w tym tygoniu upiec na nim chleb. Otulam szczelnie ręcznikiem i wkładam z powrotem do inkubatora. Z półki pod nim wyciągam mąkę. Otwieram lodówkę, wyciągam drożdże. Nic mnie lepiej nie odstresowuje, niż zagniatanie ciasta drożdżowego. Mogę być nie wiem jak zmęczona czy zdenerwowana na chleb zawsze znajdę siłę i energię do jego zagniatania. Patrzenie jak bochenek rośnie ma dla mnie terapeutyczne działanie. Uspokaja, znajduję w tym równowagę. Zanim wyciągnę pachnący chleb z piekarnika świat znów nabiera właściwych proporcji. Od jeszcze ciepłego oderwę piętkę, posmaruję masłem i zjem zanim zdąży się rozpuścić. A do mnie z każdym kęsem wraca spokój i poczucie, że wszystko jest na swoim miejscu.
Czy dla Was pieczenie chleba też ma takie terapeutyczne działanie? Czy macie może jakieś inne kulinarne sposoby na odzyskanie równowagi?
Chleb z pesto kolendrowo-pietruszkowym
proporcje z tego przepisu
(na 1 bochenek)
Składniki:
1 i 1/2 szklanki mąki pszennej (typ 650)
1 i 1/2 szklanki mąki żytniej (typ 720)
20g świeżych drożdży
1 i 1/2 szklanki ciepłej wody
2 łyżeczki brązowego cukru
3 łyżeczki pesto kolendrowo-pietruszkowego
szczypta soli
Przygotowanie:
Drożdże rozpuścicie w ciepłej wodzie, dodajcie cukier i odstawcie w ciepłe miejsce na 10-15 minut, żeby drożdże zaczęły pracować.
Do dużej miski przesiejcie obie mąki i dodajcie sól. Do miski wlejcie rozpuszczone drożdże, dodajcie pesto i dokładnie wymieszajcie. Przełóżcie ciasto na omączony blat i zagniećcie gładkie i elastyczne ciasto. Uformujcie bochenek (u mnie okrągły) i przełóżcie do wysypanego mąką koszyczka. Przykryjcie ściereczką i odstawcie w ciepłe miejsce na godzinę, do podwojenia objętości. Po tym czasie wyłóżcie bochenek na blachę do pieczenia (uprzednio wyłożoną papierem), przykryjcie ściereczką i odstawcie na kolejne 30 minut.
Rozgrzejcie piekarnik do 200 stopni (górna i dolna grzałka). Wstawcie bochenek do piekarnika i pieczcie przez 40 minut. Wyciągnijcie chleb i ostawcie go na kratkę do ostygnięcia. Ja odrywam jeszcze ciepłą piętkę. Smacznego!
mnie cieszy samo patrzenie na chleb - jak rośnie w piekarniku, i wąchanie tego niezwykłego zapachu
OdpowiedzUsuńzagniatać nie lubię, dlatego wybieram albo drożdżowe bez zagniatania albo żytnie razowe - do wymieszania łyżką :)
Nina, jest w tym coś magicznego, prawda? Z mieszanki mąk powstaje pachnący bochenek :))
UsuńA próbowałaś kiedyś zrobić ciabattę sposobem Bertineta? To jest dopiero zabawa!
znam tylko metodę Bertineta do zagniatania ciasta chlebowego i kilka jego chlebów, ale ciabatty nie, masz gdzieś przepis?
UsuńPrzepiękny jest ten chleb i tak śliczne zdjęcia Eve, no cudowne po prostu!
OdpowiedzUsuńTaki chlebek na pewno uspokaja :).
Mnie uspokaja chyba robienie ciasta. :)
Uściski:*
Majanko, dziękuję :) Z ciast uspokaja mnie ucierane, nie wiem czemu bo to w sumie najprostsze ciasto... a reszta mnie stresuje :) Buziaki :*
UsuńMnie też pieczenie chleba bardzo uspokaja...chyba bardziej niz wszelka joga ;) Twoj chlebek musi być niewykle aromatczny z dodatkiem pesto...ach!
OdpowiedzUsuńMnie chyba najbardziej stresuje chleb hehe:D, bo w sumie nie lubię ugniatać, bo nie lubię jak mi się klei ciasto do rąk hehe;D.
OdpowiedzUsuńZa to potem ,kiedy już pachnie w piekarniku to jest magiczny zapach i magiczne oczekiwanie. Zarówno z drożdżowym ciastem tak mam jak i z chlebkiem:)
Majanko, a ja właśnie uwielbiam w zagniataniu ciasta to, że gdy nad nim pracuje staje się gładkie, elastyczne... mam wrażenie, że dzięki mnie ta mieszanka mąki, wody i drożdży ożywa :) Zgadzam się oczekiwanie na chleb jest magiczne :)
UsuńZapach szarlotki i drożdżowego ciasta to zapach mojego dzieciństwa :)
Piękny bochenek i równie apetyczne zdjęcia;)
OdpowiedzUsuńMoże to zabrzmi dziwnie ale mi pieczenie chleba i ciasta drożdżowego daje jakieś bliżej nieokreślone poczucie bezpieczeństwa... Uczucie domowego ciepła, takiej dziecięcej beztroski :)
OdpowiedzUsuńAle tak pięknego bochenka jeszcze nie udało mi się wypracować :)
Madzialeno, doskonale Cię rozumiem. Ta wewnętrzna pewność, że skoro jest chleb nie może być źle. Mam nadzieję, że nigdy nie zabraknie w moim życiu dobrego chleba i towarzystwa, z którym tę kromkę będę mogła dzielić :)
Usuńznam, ale chleb chyba jest strzałem w 10. I zagniatanie, i wybór dodatku, posypywanie ziarenkami, obserwowanie jak rośnie, jak staje się rumiany. To wszystko koi niesłychanie...
OdpowiedzUsuńTak pięknie piszesz o chlebie i 'ceremonii' jego przygotowania, że najwyższy czas spróbować swoich sił w tej dziedzinie. :) Twój chleb wygląda przepysznie i mogę się tylko domyślać, że smakuje równie wybornie. Z resztą, czy może być coś lepszego niż domowy, świeży, wypełniający swoim zapachem cały dom chleb?
OdpowiedzUsuńKini, dziękuję :) Nie ma nic lepszego niż zapach chleba unoszący się w domu. Spróbuj koniecznie! Jeśli połkniesz bakcyla, to pieczenie stanie się dla Ciebie prawdziwą przyjemnością :)
UsuńSa dwie rzeczy w kuchni, ktore dzialaja na mnie bardzo terapeutycznie: pieczenie chleba i gotowanie risotto. Twoj chleb wyglada wspaniale, wystarczylaby jedna kromka, by poprawic mi humor.
OdpowiedzUsuńMaggie, faktycznie do gotowania risotto potrzeba cierpliwości i czasu. Fajnie tak czasem postać nad garnkiem i mieszać... i mieszać... ;) Miłego dnia!
UsuńPiękny i smakowity chlebek :)
OdpowiedzUsuńpieczenie chleba iróżnych bułeczek wyprowadziło mnie z ciężkiej depresji jest to rodzaj
OdpowiedzUsuńterapi bez specjalistów naprawdę naprawdę polecam