Powroty do pourlopowej rzeczywistości bywają trudne. Do tej pory gdy tylko zamykam oczy wracam pod wodę, do pięknych raf, olbrzymich ryb i tego wszechogarniającego błękitu... Zacytuję klasyka: Było pięknie!
Jednak jak to w Polsce pogoda zmienną bywa i niestety dopadło mnie przeziębienie. Koło mojej strony łóżka pojawiły się stosy chusteczek, a najlepszymi przyjaciółmi zostały miód, imbir i cytryna :) O gotowaniu jakoś nie mogłam myśleć... Szczytem kulinarnych ekscesów były bagietki z Charlotte, pasztety z Piccola Italia i małe korniszony :) Wytrzymałam tak tydzień... Połówek wyjechał, a ja wzięłam się za zupę. Oczywiście rozgrzewającą, bo jeszcze nie wróciłam do pełni sił.
Zupa, jak każda potrawa inspirowana kuchnią tajską, jest niezwykle aromatyczna. Pachnie limonką i trawą cytrynową. Z każdą łyżką czuję otulające mnie od środka ciepło...
Zupa z dyni po tajsku
przepis pochodzi z książki "Na ostro" R. Lane & T. Morris (s.88)(na 4 porcje)
Składniki:
400g dyni (obranej i wypestkowanej)
1 mała czerwona cebula
1 ząbek czosnku
1 łyżeczka brązowego cukru
1 łyżka oleju roślinnego
2 liście limonki kaffir
1 łodyga trawy cytrynowej
1 łyżka zielonej pasty curry
300ml bulionu warzywnego
125ml mleczka kokosowego
1 łyżka sosu rybnego
do dekoracji
świeża kolendra
Przygotowanie:
W garnku rozgrzejcie olej, dodajcie drobno posiekaną cebulę, czosnek i cukier. Smażcie przez 2-3 minuty, aż cebula się zeszkli. Dodajcie liście limonki, rozgniecioną łodygę trawy cytrynowej i pastę curry. Smażcie przez chwilę, aż przyprawy zaczną wydzielać aromat. Następnie dodajcie pokrojoną w kostkę dynię, chwilę przesmażcie. Dolejcie bulion, gotujcie na małym ogniu przez 30 minut (dynia powinna się rozpadać).
Zdejmijcie z ognia. Wyciągnijcie liście limonki i trawę cytrynową, dodajcie mleczko kokosowe i doprawcie sosem rybnym, dokładnie wymieszajcie.
Podawajcie na ciepło, posypane posiekaną kolendrą. Smacznego!
zupka wygląda obłędnie, uwielbiam takie kremy - zupy ;)
OdpowiedzUsuńChętnie czytam tego bloga i widzę, że jakiś obiektyw macro został zakupiony, bo zdjęcie mega rzeczywiste, ostre i przepiękne. Pozdrawiam. p.s. a tak z ciekawości zapytam jakim aparatem fotografujesz?
OdpowiedzUsuńKarolina,dziękuję! :)
UsuńMasz bardzo dobre oko :) Zdjęcia robię Canonem 60d ostatnio w parze z obiektywem 50mm 1:1.4
Miłego popołudnia!
No to świetny jest ten obiektyw, jeśli pomyliłam go z macro. Warto w jego ostrość zainwestować. Nie mydli na najniższej przesłonie, bo tu chyba uzyłas minimum 1.8-2.0,2.8? Gratuluje dobrej ręki, bo zdjęcia godne podziwu (wychodzi na to, że nie zawsze trzeba mieć pełna klatkę, żeby zachwycić innych). Równiez życze miłego popołudnia.
UsuńKlasa:)
OdpowiedzUsuńWspaniała zupa! Ma piękny kolor.
OdpowiedzUsuńZdrowiej Kochana :*
Majanko, dziękuję :) Kolor, aromat i smak są genialne! Kolor to zasługa mleczka kokosowego, które cudownie zabiela :)))
UsuńBuziaki :*
lubię zupy z trawa cytrynowa. :)
OdpowiedzUsuńMatylda, ja też :) A imbir! :)
UsuńEve, rekiny były? Też kiedyś miałam taki trudny powrót, bo te zmiany temperatury zdradliwe są. Ja z "rybkami" spotkam się w listopadzie - przebieram już nogami...!
OdpowiedzUsuńDynie kocham - jeszcze 3 stoją do zjedzenia:)
Zupa pewnie pycha, ale po składniki musiałabym się chyba udać 130 km do najbliższej almy...
Zdrowiej, nurczyni Droga!
Ewelajna, widziałam tylko jednego... rafowego :) Mieliśmy za spokojne morze, żeby prądy przywiodły jakieś większe okazy :)
UsuńAle i tak jestem zachwycona! Mureny i Napoleony przerosły moje oczekiwania. Żałuję tylko, że hiszpańską tancerkę widziałam jedynie na rafie, a nie jak płynęła :) Jedno wiem na pewno, to nie ostatnia wyprawa nurkowa i z pewnością jeszcze zobaczę :)))
Ech, zazdroszczę Ci tego listopada :))) Gdzie lecisz?
Buziaki! :*
Cóż za połączenie :) Bardzo jestem ciekawa smaku, chętnie ukradłabym miseczkę :)
OdpowiedzUsuńfantastyczne zdjecia:) i ten kolorek zupy... az jesc sie chce:)
OdpowiedzUsuńZnakomita zupa, piękny ma kolor i pewnie smak też. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDobrze, ze juz jesteś...
OdpowiedzUsuń