Kochanie, mogę sobie jeszcze doprawić? - o to najczęściej pyta Połówek po spróbowaniu ostrych (wg mnie) potraw. Nieustająco to pytanie powoduje moje przewracanie oczami i zastanawiam się wtedy jak znieczulone kubki smakowe ma mój Ukochany.
Powiem Wam jedno, że jak ma się takiego amatora naprawdę OSTRYCH smaków to znajomość z różnej maści papryczkami, skalą Scoville'a i pikantnymi sosami (niemal ocierającymi się o produkty kolekcjonerskie) jest obowiązkowa. Co jakiś czas przygotowuję mu takie domowe sosy, które u mnie wywołują niepowstrzymaną czkawkę, a u niego błogi uśmiech na twarzy... Czego się dla takich uśmiechów nie robi, prawda? :)
Tym razem zwróciłam uwagę na przepis, gdzie papryczki poddawane zostają fermentacji wraz z przyprawami. Ciekawość zwyciężyła i wstawiłam zaczyn na ferment. Po spróbowaniu coś czuję, że to będzie ulubiony sos w naszym domu :)
Uwaga! Jest naprawdę ostrrrry!
Sos chilli - Sriracha
przepis pochodzi z bloga vietworldkitchen.com
(na 400ml sosu)
Składniki:
400g papryczek chilli (użyłam małych, tajskich)
2 ząbki czosnku
1 łyżeczka soli
1 łyżka brązowego cukru
4 łyżki białego octu (użyłam ryżowego)
2-3 łyżki wody
Przygotowanie:
Papryczkom usuńcie szypułki, pokrójcie w grube plasterki. Wrzućcie do misy blendera, dodajcie pokrojony na kawałki czosnek, sól i cukier. Miksujcie do momentu, aż masa zacznie przypominać "nasiąkniętą owsiankę". Przykryjcie folią do żywności i zostawcie na 3-4 dni w temperaturze pokojowej.
Sfermentowaną masę (będzie bąblowała) przełóżcie do rondla, dodajcie ocet i doprowadźcie do wrzenia. Następnie zmniejszcie ogień i gotujcie jeszcze przez 5 minut. Zdejmijcie z ognia i odstawcie na bok. Gdy masa ostygnie, przełóżcie ją do blendera, dodajcie wodę i dokładnie zmiksujcie.
Dla pewności, aby sos był całkowicie gładki przygotowaną masę przelejcie na sito (ustawione nad garnkiem) i całość przetrzyjcie. Odstawcie sos na kilka godzin, powinien się przegryźć.
Przechowujcie w lodówce do miesiąca. Sos można również pasteryzować. Smacznego!
Piękne zdjęcia, ta czerwień, aż chce się zanurzyć palce:) już sobie wyobrażam jak piecze :)
OdpowiedzUsuńNiestety mój żołądek nie bardzo toleruje:), ale przynajmniej wzrok mogę nacieszyć:)
OdpowiedzUsuńnie przepadam za ostrymi smakami ale wygląda na prawdę ciekawie :D
OdpowiedzUsuńTeż muszę taki zrobić dla swojego Męża :-) bo pytanie o przyprawianie też jest dość często obecne :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
U mnie odwrotnie: Mezczyznie zdarza sie stwierdzic, ze cos jest za ostre, ja natomiast mam chyba znieczulone kubki smakowe :) Musze koniecznie przygotowac ten sos!
OdpowiedzUsuńpiekielnie wygląda :)
OdpowiedzUsuńtaki słoiczek. . . mniam
OdpowiedzUsuńCudowne zdjęcia Eve!!! :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam sriracha i juz jakis czas temu natrafilam na ten przepis w sieci. Rowniez bardzo mnie zaintrygowal proces fermentacji. Na razie jednak odpuszcze sobie, wystarczy mi kupny. Nie wykluczam jednak, ze kiedys w przyszlosci go popelnie.
OdpowiedzUsuńSwoja droga to chyba przepisow z uzyciem tego sosu w polskojezycznej blogosferze nie widzialam-) Brawo.
Dla mojego męża pojęcie "za ostre" nie istnieje - więc na pewno takie cudo byłoby u niego nr 1 na liście ulubionych sosów.
OdpowiedzUsuńMój T. też każde danie ma ochotę przyprawić mocniej :) Zdecydowanie kubki smakowe ma mocno znieczulone. Muszę mu zaserwować taki sos.
OdpowiedzUsuńMogłabym podać sobie rękę z Twoim Ukochanym - według innych i tak już zbyt ostre dania zjadam bez mrugnięcia okiem, szukając w pobliżu chociażby pieprzu ;) Taki sos z pewnością by mi zasmakował :)
OdpowiedzUsuńostrrrryy.. i tak pięknie obfotografowany słoiczek!
OdpowiedzUsuńOstrość to nie smak, więc możecie być spokojne o kubki smakowe mężów, chłopaków, kochanków:-) można mieć bardzo wyrafinowane podniebienie i jednocześnie być amatorem pikantnego jedzenia.
OdpowiedzUsuń