Witajcie!
Prace nad
blogiem, choć może tego nie widać na pierwszy rzut oka trwają. Na razie zajęłam
się przerabianiem i formatowaniem starych postów. Niektóre wyglądają tak, że
dziwię się, że ziemia jeszcze się pode mną nie otworzyła, bym mogła się pod nią
zapaść. Niestety nie ma tak łatwo. Zachciało mi się zmieniać szablon to i stare
ustawienia się posypały. Dlatego teraz zaczynam od końca, a tak naprawdę od
początku.
Przypomniało mi
się moje zachłyśnięcie Weekendową Piekarnią i pieczeniem własnego chleba.
Przypomniały mi
się książki kucharskie, które zepchnęłam w kąt otoczona innymi pięknie
wydanymi.
Przypomniały mi
się akcje kulinarne, w których brałam udział.
Przypomniały mi się wszystkie wspólne gotowania.
Przypomniały mi
się blogi, które kiedyś tak bliskie, a teraz przedzieram się przez pajęczyny
zapomnienia. Ze zdziwieniem stwierdzam, że linki do tych, na których się
wzorowałam nie działają. Niektórzy przeszli na własne domeny, a inni zniknęli…
Tak po cichu, że nawet się nie zorientowałam.
Przede wszystkim
przypomnieli mi się ludzie, których mi brakuje.
Brakuje mi
spotkań warszawskich blogerów.
Brakuje mi
wspólnych gryzowych weekendów.
Brakuje mi
rozmów przy herbacie, czy schłodzonym białym winie w przytulnej knajpce, która
zniesie gwar kilkunastu fascynatów jedzenia.
Brakuje mi
społeczności, której jeszcze jakiś czas temu byłam częścią.
Choć mogłabym
się użalać to wolę działać. Wolę rozpuścić wici. Może komuś też tych spotkań
brakuje. A może z racji przygotowań ślubnych po prostu wypadłam z obiegu? Pora
do niego powrócić. O tym wszystkim przypomniało mi się, gdy aktualizowałam stare
posty. Ludzie, których poznałam dzięki temu, że prowadzę bloga. Wydarzenia, w których miałam okazję uczestniczyć, tylko dlatego, że jestem blogerką. Kawał historii mojego życia, mojego rozwoju nie tylko kulinarnego, ale i fotograficznego.
Uświadomiłam
sobie jeszcze, że choć blog istnieje już jakiś czas, to pewnie niewielu z Was
wie, że jestem absolutną maniaczką
zbierania grzybów. Jeśli już tylko poczuję grzybowy zew, to mogłabym codziennie
w lesie być i chodzić godzinami. Byle mi tylko koszyki donosili.
W ubiegły
weekend gdy z M. wracaliśmy samochodem z Mazur spodobał nam się las. M.
uwielbia wszystkie te miejsca, gdzie są sosny i mech. Wymarzone miejscówki dla
podgrzybków. Faktycznie droga pożarowa tuż przed skrętem na Rudę okazała się
dla nas szczęśliwa. Akurat taki kawałek lasu znaleźliśmy. Po jednej stronie drogi mchy i sosny, a po drugiej trawy, brzozy i dęby. M. już po wyjściu z auta znalazł małego prawdziwka. Potem
już wystarczyło krążyć w niewielkim oddaleniu, by znajdować kolejne okazy i zapełniać
nasz wiklinowy koszyk. Pakowaliśmy do niego prawdziwki, kozaki, zajączki i
chyba ostatnie już w sezonie kurki.
Po godzinie, gdy
przeszliśmy do tej części lasu, która nas zachęciła zaczęło się prawdziwe
podgrzybkowe szaleństwo. Gdyby nie to, że mieliśmy tylko jeden koszyk i już nam
grzyby z niego wypadały, to pewnie byśmy ich zebrali dobrych kilka kilogramów.
Wystarczyło znaleźć tylko jednego, a potem podczas wyciągania z ziemi i
oczyszczania znajdować kolejne. Tak, podgrzybki uwielbiają rosnąć stadami. Żal
było wychodzić z lasu tak nam się dobrze zbierało, ale dzięki temu został nam
niedosyt i znów nie możemy doczekać się weekendu, by w lesie spędzić kilka
godzin.
Z naszej
niespodziewanej wyprawy przywieźliśmy czubaty kosz grzybów. Część z nich
musieliśmy przełożyć na koc, by podczas jazdy się nie połamały. Efektem częściowo się Wam pochwalę pokazując przepisy na zupę grzybową, czy makaron z kurkami, ale powstały również dwa słoiczki marynowanych podgrzybków i masa suszonych grzybów. I jak tu nie
kochać wypraw do lasu! Zresztą wystarczy spojrzeć na zdjęcia.
Zupa grzybowa
(z grzybów świeżych i suszonych)
przepis własny
(na 4 porcje)
Składniki:
5-6 kapeluszy suszonych grzybów
600g świeżych grzybów leśnych
1 mała cebula
1 łyżka oleju
1,5l bulionu warzywnego
2 gałązki tymianku
1 gałązka rozmarynu
2 gałązki pietruszki
2 gałązki lubczyku
sól i pieprz do smaku
dodatkowo:
kilka gałązek natki pietruszki do dekoracji
Przygotowanie:
Suszone grzyby zalewamy wrzątkiem i zostawiamy do namoczenia na 15-20 minut. Po tym
czasie osączamy na sitku, wodę z moczenia zachowujemy. Większe kapelusze kroimy
na mniejsze kawałki, mniejsze zostawiamy w całości.
Świeże grzyby dokładnie oczyszczamy, myjemy pod zimną wodą i dokładnie osuszamy na papierowym ręczniku. Kroimy na średniej wielkości kawałki.
Cebulę obieramy i kroimy w drobną kostkę.
Na patelni rozgrzewamy olej, dodajemy pokrojoną cebulę i smażymy aż się zeszkli. Dodajemy pokrojone grzyby (świeże i suszone) i podsmażamy przez chwilę, cały czas mieszając. Następnie wlewamy bulion warzywny, wodę z moczenia suszonych grzybów i zioła (najlepiej je związać sznurkiem, by łatwiej było je potem wyciągnąć z zupy). Gotujemy na średnim ogniu przez
30 minut.
30 minut.
Wyjmujemy ziołowe gałązki. Wyciągamy połowę grzybów z zupy, resztę dokładnie miksujemy blenderem. Dodajemy wyciągnięte grzyby i doprawiamy do smaku solą i pieprzem.
Podajemy z siekaną natką pietruszki.
Smacznego!
Wyglada cudnie *-* az zapachnialo lasem!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam cieplutko