poniedziałek, 12 października 2015

Wracam.


Wracam. Nie wczoraj, nie jutro. D Z I Ś. Nie ma lepszego momentu niż DZIŚ. Będę jeszcze pracować nad wyglądem i funkcjonalnościami bloga, ale większość zmian wprowadziłam już w życie*. Dlatego mam nadzieję, że się tu rozgościsz i zostaniesz na dłużej :)

/* pomijam nieudaną próbę załadowania ich wszystkich z bloga testowego na LTG... niech tu spadnie kurtyna milczenia na nieprzemyślaną sekwencję ruchów, którą wykonałam. Teraz przede mną więcej pracy, ale już będę je dawkować na żywym blogo-organizmie. Do odtworzenia mam przede wszystkim alfabetyczny spis treści. Niestety wszystkie dotychczasowe linki LTG poszły się paść na zieloną trawkę. Dlatego jeśli masz gdzieś zapisany link do mojego przepisu, to niestety trzeba go będzie zapisać ponownie z nowym adresem, za co najmocniej Cię przepraszam. Nad rozlanym mlekiem nie opłaca się płakać, z podłogi tym bardziej nie zamierzam go zbierać, dlatego obejmuję to, co zostało mi dane i przyspieszam decyzję o usunięciu bloga z agregatorów kulinarnych, do której dojrzewałam już jakiś czas. Od dziś znika stąd logo durszlaka i miksera. Zostawiam GRYZ, bo czuję że tam drzemie fajna energia, z której warto czerpać pełnymi garściami./

Rozglądam się po starych-nowych kątach. Opuszkami palców dotykam ścian. Muśnięte świeżą farbą, pachną inaczej. W ogóle jakoś tak jaśniej, bardziej po mojemu.

Lato w tym roku przegalopowało zostawiając mnie w tumanach kurzu, a jesień zaatakowała chłodem całkiem nieoczekiwanie. Że jak to? Że już? Pamiętam jak wczoraj, jak pisałam ostatni wpis. To już ponad trzy miesiące temu. Wtedy cieszyłam się na nadchodzące lato, które zniknęło nim zdążyłam się nim nacieszyć.

Chroniąc się przed mroźnymi mackami jesieni otulam się ciepłym kocem i chłonę... ciszę.


Odkrywam, co kryje w sobie, co J A w sobie skrywam. Coś od czego przez długie lata uciekałam. Zawsze zbyt głośna, zbyt dziecięco-emocjonalna. Teraz coraz bardziej skupiona na rozumieniu dorosłej siebie. Zdejmuję kolejne maski, które przez lata na siebie nałożyłam. Zdejmuję jedną po drugiej - jedne odklejają się bez problemu, inne wymagają trochę zachodu. Z każdą jest o niebo łatwiej, lżej... bliżej prawdziwej mnie.

Po roku pracy nad sobą już wiem, że nie ma co popędzać zmian. Właściwie poruszona struna będzie wybrzmiewać tak długo, aż w końcu to, co uwiera samo wypłynie na powierzchnię i uwolni kolejną maskę. Spadają po kolei niczym liście z drzew. Coraz więcej ich pod stopami, prawda?

2 komentarze:

  1. Dojrzewanie czasem troszkę boli, czasem smuci i przygnębia... Ale warto przez to przejść by świadomie odkryć siebie. Trzymam kciuki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jula P, dziękuję! :) Ten proces jest ciężki, ale jak widać efekty to jakoś łatwiej. Łatwiej "grzebać" w swoich emocjach, łatwiej przełamywać utarte schematy, łatwiej hackować ciągnące w dół przekonania. Polecam każdemu :)

      Usuń

Witaj!
Super, że chcesz podzielić się ze mną swoją opinią. Komentarze są moderowane, dlatego nie martw się, jeśli Twój komentarz nie pojawi się od razu.