czwartek, 2 sierpnia 2018

Cukinia, czosnek i parmezan. Z piekarnika.



Nawet nie zdawałam sobie jaka to frajda zjeść coś, co samemu od ziarenka się wyhodowało. Ja tak w tym roku mam z cukinią. Pamiętam jeszcze jak w maju zastanawiałam się, które odmiany wybrać i jak dużo. Oczywiście jak typowy początkujący ogrodnik założyłam że do jednej przygotowanej dziury w agrowłókninie powsadzałam po 3 ziarenka. A w sumie miałam ich przygotowanych w 17 (sic!), z czego połowa przeznaczona na cukinie, a druga na dynie. No bo przecież nie wszystko wzejdzie. W momencie siania stwierdziłam, że zapamiętałam gdzie która odmiana została posiana. Tak.... Pamięć to ja mam dobrą, ale krótką. Już po tygodniu nie pamiętałam co i jak. Więc przyszło mi się zdać na naturę.

Na szczęście nie wszystkie cukinie powschodziły, ale część musiałam przenieść w inne miejsce - na rabatę z kwiatami, bo nie zmieściłyby się w przygotowanej przeze mnie "zagrodzie".


Co ciekawe nawet teraz łapię się na tym, że raz wydaje mi się że jest więcej cukinii, a raz że więcej dynii. Pominę milczeniem, że ścięłam chyba pięć dyń myśląc, że są to okrągłe cukinie. Dopiero kilka dni później, gdy dosiewałam sałatę, zauważyłam na jednym z użytych opakowań (rozsądnie zostawiłam je sobie), że okrutnie się pomyliłam. Na szczęście krzak zawiązał już nowe owoce, więc na zimę nie zostanę pozbawiona zapasu.

Tegoroczna pogoda sprawia, że warunki do uprawy cukinii są idealne. Jeśli byłabym na miejscu to pewnie dwa razy w tygodniu bym ją zbierała. Dla mnie takie małe do 300g są najlepsze, nie mają jeszcze dużo ziaren i spokojnie można je zjadać na surowo.


Wiedząc, że nie będzie nas na działce przez dłuższy czas stwierdziłam, że te które już się nadają warto ściąć. Oczywiście M. stwierdził, że jeszcze nie dojrzałe ścięłam, ale jak byśmy przyjechali za dwa tygodnie, to byłyby już przerośnięte, a co gorsza łykowate i zdrewniałe.

Leczo powoli zaczyna nam się przejadać (zaczynam już je mrozić), więc gdy przywiozłam kilka sztuk do Warszawy myślałam o innym pomyśle na jego użycie. Biorąc pod uwagę upały, które ostatnimi czasy opanowały Polskę, nie bardzo chciałam coś co będzie się długo gotować. Też nie chciałam stać w kuchni. Szukałam więc pomysłu na danie, które zrobi się samo z niewielkim moim udziałem. Wymyśliłam coś co polega jedynie na pokrojeniu, wymieszaniu, starciu sera i włączeniu piekarnika. Potem wychodzę z kuchni na 15 minut i lunch do pracy gotowy.


Cukinia pieczona z parmezanem

przepis własny
(na 2 porcje)

Składniki:

3 małe cukinie (ok. 650g)
1 ząbek czosnku
1 łyżka oleju*
1 łyżka posiekanego koperku
2 łyżki startego parmezanu

Przygotowanie:

Cukinie myjemy, osuszamy i kroimy w cienkie plasterki około 5-6mm.  Czosnek obieramy i kroimy w cienkie plasterki. Pokrojoną cukinię i czosnek wkładamy do miski, wlewamy olej i delikatnie mieszamy, by dokładnie pokrył warzywa. Odkładamy na 15-20 minut, by smaki się lekko przegryzły.


Piekarnik rozgrzewamy do 175 stopni (górna i dolna grzałka).

W naczyniu żaroodpornym układamy plastry cukinii na sztorc (ale równie dobrze można je po prostu wrzucić). Na wierzchu oprószamy posiekanym koperkiem i startym parmezanem. Wstawiamy do piekarnika i pieczemy przez 15 minut.

Podajemy od razu na ciepło, ale równie dobrze smakuje na zimno.


* ja użyłam oleju smakowego z suszonymi pomidorami, czosnkiem  i bazylią

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witaj!
Super, że chcesz podzielić się ze mną swoją opinią. Komentarze są moderowane, dlatego nie martw się, jeśli Twój komentarz nie pojawi się od razu.