Przez długi czas nosiłam się z zamiarem stworzenia dla siebie takiego miejsca, gdzie mogłabym wrzucać wszystkie swoje fotografie. Uważałam, że blog kulinarny nie jest od tego. Z drugiej strony moje zdjęcia nie są na tyle dobre (przynajmniej w moim odczuciu), by tworzyć dla nich osobne portfolio. Ale odkąd ruszyły prace nad nową odsłoną bloga to wiedziałam, że to również będzie miejsce dla nich. Dziś będzie z dużą ilością tekstu, bo chcę się z Tobą podzielić moją historią, ale w przyszłości możesz spodziewać się miejskich migawek.
Od jakiegoś czasu spaceruję po Warszawie z aparatem w ręce. Czasem z tych wojaży wracam z kilkoma fajnymi zdjęciami, a czasem wracam z niczym. Hmmm... tylko czy na pewno z niczym?
Jeszcze niedawno pewnie w ogóle nie odważyłabym się na ulicy przy ludziach wyciągnąć aparatu i robić zdjęcia ulicy. Ot, tak. Miałam zawsze poczucie, że wszyscy będą się na mnie patrzeć i to tym bardziej będzie mnie peszyć i deprymować. Więc w ramach podejścia "małych kroczków" najpierw wyciągnęłam telefon i to nim robiłam zdjęcia. Część z nich wylądowała na fejsie, część na insta, ale najczęściej trafiały na moje konto dropboxowe (czyli do wirtualnej szuflady). Gdy już nabrałam pewności z telefonem, to wróciłam ponownie do noszenia lustrzanki w torebce.
Przez kilka dni nie wyciągałam jej w ogóle, z nieśmiałości i ze strachu
przez osądzeniem przez innych. Innych, którzy dla mnie nie mieli
najmniejszego znaczenia. Ba, nawet szansa na ich ponowne spotkanie przy
populacji warszawskiej metropolii jest naprawdę niewielka. Więc czego tu
się bać? No właśnie. Zanim sobie to uświadomiłam i przełamałam barierę
strachu przed oceną innych (nieważnych dla mnie osób) wyciągnęłam aparat
z torebki i zaczęłam iść przed siebie. Jak zwykle powrót z pracy
zajmuje mi ok. 50 minut, tak tym razem wracałam do domu ponad dwie
godziny.
Oczywiście nie mogłam pominąć PKiN... Tak pięknie wyglądał z iglicą w chmurach. To taka warszawska oczywistość. Zastanawiam się, czy ktokolwiek kto był w Warszawie z wycieczką pominął ten punkt programu. Ale odkładając oczywistości na bok zaczęłam się rozglądać, patrzeć pod nogi. Moją uwagę zwracały liście, gołębie, a nawet rurki od znaków drogowych... Zerkasz na nie czasem, czy po prostu mijasz je bez mrugnięcia okiem? Ja na nie zerkam i... zresztą zobacz poniżej.
Warto się rozglądać i szukać nie-oczywistości w oczywistościach, bo tam kryją się najfajniejsze historie :)
Jestem pod ogromnym wrażeniem zdjęcia Pałacu Kultury. Jest w pewien sposób ujmujące i jednocześnie surowe.
OdpowiedzUsuńŻyczę dalszych sukcesów! :)
P.S.
Czy Warszawa jest taka szara?
Dziękuję! :)
UsuńFajnie czytać tak miłe słowa. Warszawa nie jest szara i mam nadzieję to udowodnić w kolejnych migawkach.
Pozdrawiam ciepło!