środa, 20 czerwca 2018

Chleb razowy, pieczarki i ser. Z patelni.


Znasz ten ból, gdy wracasz wiosną do biegania po zimowej przerwie? Całą zimę przeleżałeś na kanapie, a teraz kilka minut szybszego truchtu i już łapie Cię kolka, brakuje tchu. To ja teraz tak się czuję, gdy patrzę w monitor laptopa i patrzę na te ładne zdjęcia, które zaplątały się w pajęczynie kurzu jaką zarósł blog przez te dwa lata, kiedy tu nie zaglądałam.

Do mojego powrotu do blogowania dojrzewałam już dłuższą chwilę. Czułam jednak, że to ciągle jeszcze nie ten moment. Jeszcze nie teraz. Jedne co wiedziałam, że z pewnością chcę wrócić do pieczenia chleba. Swój zakwas ubiłam już jakiś czas temu. Na szczęście koleżanka, której podarowałam go cztery lata temu przyniosła mi niewielki słoiczek. Nie zliczę ile razy w ciągu dnia odkrywałam wieczko i wąchałam jego zapach. Lekko kwaśny, lekko jabłkowy. Bardzo przyjemny. Od razu zrobiło mi się cieplej na sercu. Gdy tylko wróciłam wieczorem do domu porządnie go dokarmiłam i już rankiem cieszyłam się cudownymi bąblami.

Bez zastanowienia przełożyłam sporą część do miski, dodałam 100g mąki żytniej pełnoziarnistej i 350g mąki pszennej. Doprawiłam solą i cukrem, dosypałam pestki słonecznika. I zostawiłam w spokoju. Dałam mu czas urosnąć. Bez wspomagania drożdżami.

Po powrocie z pracy ponownie zakręciłam w misce, lekko odgazowując ciasto. Wysmarowałam foremkę olejem, oprószyłam otrębami i przełożyłam ciasto. Ponownie zostawiłam samemu sobie. Po czterech godzinach ciasto wyrosło na tyle, by wrzucić je do piekarnika i czekać. Spokojnie czekać, bez nerwowego zaglądania co i jak. Trochę to jak z dzieckiem, któremu trzeba pozwolić rozwinąć skrzydła. Samodzielnie, bo dopiero wtedy rozwija pełnię swoich możliwości. 

Po godzinie gdy otworzyłam piekarnik zobaczyłam, a raczej najpierw poczułam zapach, który przywołał gigantyczny uśmiech na mojej twarzy. Zobacz, zobacz jaki ładny mi wyszedł - krzyczałam z kuchni do M. I choć popękał, bo jednak za krótko wyrastał, to dla mnie od dawna najwspanialszy bochenek na świecie. Najcudowniejszy Tatterowiec. Najprostszy. Mój pierwszy. Od niego moja historia z blogami się zaczęła po raz pierwszy. I teraz to właśnie przepisem z jego wykorzystaniem wracam do blogosfery. Blog został odkurzony, wiele rzeczy w nim nie działa, ale stopniowo będę je przywracać do życia. Dlatego rozgość się proszę na jego łamach. Korzystaj do woli :)

Pomysłów co zrobić z takiego bochenka chleba jest wiele. Pewnie ilu ludzi, tyle różnych pomysłów. Ja pierwszą kromkę zjadłam samą. Niczym nie rozmywałam smaku samego chleba. Wilgotnego i cudownie oblepiającego podniebienie. Kilka kęsów, tak prosty smak, a ja poczułam, że nie potrzebne mi nic więcej i sięgnęłam po kolejną kromkę. Gdy już nasyciłam swój pierwszy chlebowy głód, sięgnęłam po masło i dżem truskawkowy. Kurde, naprawdę nie ma nic lepszego! Zwłaszcza po tak długim odwyku, jaki miałam od domowego chleba...

Dziś po powrocie z pracy pomyślałam, że jest zbyt duszno, żeby długo gotować. Potrzebne mi było coś co zaspokoi niewielki głód, bo w pracy jadłam obiad. W lodówce znalazłam trochę sera, pieczarki i cebulę. Nie minęło 15 minut, a siedziałam już na kanapie i jadłam kolację. Proste, ale sycące danie. Do tego takie swojskie.


Grillowana kanapka z pieczarkami i cebulą

przepis własny
(na 2 porcje)

Składniki:
4 kromki chleba razowego (najlepiej Tatterowca)
1 mała cebula (ok. 60g)
3 średnie pieczarki (ok. 100g)
1 łyżka oliwy
50g sera ementaler

Przygotowanie:
Cebulę obieramy i kroimy w półplasterki. 

Pieczarki myjemy, osuszamy papierowym ręcznikiem i kroimy w cienkie plasterki.

Na patelni rozgrzewamy oliwę i wrzucamy pokrojoną cebulę. Smażymy, aż się zeszkli. 
Zdejmujemy z patelni.

Na tej samej patelni zrumieniamy pokrojone pieczarki. Zdejmujemy z ognia i odstawiamy na bok na czas przygotowania chleba.

Ser ścieramy na tarce o dużych oczkach.

Na blacie kładziemy dwie kromki chleba, a na nich układamy po kolei - 1/4 startego sera, 1/2 zeszklonej cebuli i 1/2 zrumienionych pieczarek i ponownie 1/4 startego sera. Wszystko to przykrywamy pozostałym chlebem.

Rozgrzewamy patelnię (bez tłuszczu) i układamy na niej dwie przygotowane kanapki. Smażymy lekko dociskając łopatką, aż pieczywo się zrumieni, a ser zacznie się topić. Przekręcamy na drugą stronę i ponownie smażymy do zrumienienia.

Po zdjęciu z patelni kroimy kanapkę na pół. Spinamy wykałaczką i podajemy od razu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witaj!
Super, że chcesz podzielić się ze mną swoją opinią. Komentarze są moderowane, dlatego nie martw się, jeśli Twój komentarz nie pojawi się od razu.