niedziela, 28 kwietnia 2013

Awokado i cytryna. Jajka i mleko. Niedzielne ciasto.


Jeśli niedzielę spędzam w domu, to jest ciasto. Nie musi być skomplikowane, ma być słodkie (choć bez przesady) i domowe :) 

Przy ostatnim zamawianiu cytrusów pokusiłam się o awokado. Jak bardzo lubię jeść je na surowo z odrobiną soli i soku z cytryny, tak powoli zaczyna mi się przejadać :) Od czwartku więc poszukiwałam w Internecie inspiracji na co poza guacamole mogę awokado przerobić. Tak trafiłam na dwa przepisy - na ciasteczka i na ciasto. Oba już popełniłam, ale na początek chcę Wam pokazać ciasto. Dlaczego? Bo jest niedziela!

Ciasto jest miękkie, nie za słodkie, wilgotne w sam raz. Jedno z lepszych, jakie upiekłam. Teraz tylko zaparzę sobie kawę i to niedzielne popołudnie będzie cudowne.



Ciasto z awokado

oryginalny przepis pochodzi z książki "Joy the Baker Cookbook" (znalezione na stronie seriouseats.com)
(na 1 keksówkę 12mx25cm)

Składniki:
85g miękkiego masła
1 i 1/2 szklanki cukru pudru
1 średniej wielkości awokado
1 łyżeczka soku z cytryny
1 i 1/2 szklanki mąki (typ 550)
2 łyżki mąki kukurydzianej
3/4 łyżeczki sody oczyszczonej
3/4 łyżeczki proszku do pieczenia
duża szczypta soli
2 jajka
6 łyżek mleka
1 łyżeczka ekstraktu cytrynowego

Przygotowanie:
Piekarnik rozgrzejcie do 175 stopni (górna i dolna grzałka).

Obierzcie awokado, skropcie sokiem z cytryny i rozetrzyjcie je widelcem. Masło utrzyjcie na puszystą masę z cukrem. Dodajcie awokado, zmiksujcie na gładką masę. Dodajcie jajka, jedno po drugim, miksujcie po ok. minucie.

Przesiejcie obie mąki do miski, dodajcie sodę, proszek do pieczenia i sól, dokładnie wymieszajcie. 

Do masy maślanej dodajcie połowę mieszanki mącznej, dokładnie wmiksujcie. Następnie dolejcie mleko i ekstrakt cytrynowy, mieszajcie aż składniki się połączą. Dodajcie drugą połowę mieszanki mącznej i dokładnie zmiksujcie, aż powstanie jednolita (mocno napowietrzona) masa.

Wstawcie do piekarnika na na 50 minut, pieczcie do tzw. suchego patyczka. Odłóżcie do ostygnięcia na około 20 minut. Smacznego!

sobota, 27 kwietnia 2013

Rukiew wodna i Szeneker. Migdały i czosnek. Pesto.


Nie znam szybszego sposobu na obiad niż makaron. Najczęściej po nie sięgam, gdy w tygodniu dłużej pracuję. W lodówce zawsze coś się do niego znajdzie. Od najprostszego aglio olio, przez carbonarę, po wymagającą więcej czasu moją wersję bolognese.

Tym razem weekend spędzam w szkole, nadrabiam opuszczone zajęcia. Pogoda jest tak ładna, że po powrocie nie mam ochoty na stanie w kuchni. Wstawiam wodę na makaron. W tym czasie prażę migdały, miksuję składniki i nim makaron się ugotuje mam gotowe pesto. Tym razem na rukwi wodnej, którą wczoraj udało mi się zakupić na Koszykach.

Zostawiam Was z tym prostym przepisem, a sama uciekam na balkon zająć się kwiatami i dokończyć książkę. Spokojnego popołudnia!


Pesto z rukwi wodnej
oryginalny przepis pochodzi ze strony pallensmith.com
(na 1 słoiczek o pojemności 300ml)

Składniki:
1 pęczek rukwi wodnej (ok. 100g)
2 ząbki czosnku
garść migdałów (obranych)
4 łyżki startego Szenekera
1 łyżeczka soku z limonki
4-6 łyżek oliwy
1 łyżeczka soli
1/2 łyżeczki mielonego czarnego pieprzu

Przygotowanie:
Rukiew umyjcie, dokładnie osuszcie. Migdały uprażcie na suchej patelni.
 
Rukiew, czosnek i migdały dokładnie zmiksujcie, wmieszajcie starty ser, dodajcie sok z limonki i stopniowo dodawajcie oliwę. Na koniec doprawcie solą i pieprzem. Gotowe!

Potem wystarczy już, że ugotujecie Wasz ulubiony makaron (u mnie spaghetti), dodacie odrobinę sera i macie gotowy obiad. Smacznego! :)


wtorek, 23 kwietnia 2013

Topinambur. Biała rzepa i białe wino. Tymianek i natka pietruszki.


Sen jest bardzo dobrym doradcą. To, co wczoraj wprawiało niemal w białą gorączkę dziś wydaje się być błahostką. Tyle hałasu o nic. Zawsze potem zastanawiam się, ile jeszcze razy moje choleryczne zapędy będą zmorą dla otoczenia...

Oprócz snu również jedzenie jest dla mnie taką spokojną przystanią. Nie umiem gotować w biegu. Gdy gotuję, to czas spowalnia, a ja odpoczywam. Czasem włączam serial, który akurat mam na tapecie, a ostatnio stare filmy Almodovara. Zasłuchuję się w dźwięczności hiszpańskiego języka. Jeszcze kiedyś tam pojadę! :)

Popijając hiszpańskie białe wino obieram topinambura, a dłonie po raz kolejny zaczynają pachnieć słonecznikiem.


Topinambur z białą rzepą na boczku i białym winie

inspirowany przepisem z deliciousmagazine.co.uk
(na 2 porcje)

Składniki:
700g bulw topinamburu
1 biała rzepa
6-8 (w zależności od wielkości) plasterków boczku
1/2 szklanki białego półwytrawnego wina
1/2 szklanki bulionu warzywnego
3 gałązki tymianku
1 łyżka posiekanej natki pietruszki
1 łyżeczka czarnego pieprzu (młotkowanego)
sól

plus do dekoracji
posiekana natka pietruszki

Przygotowanie:
Rzepę obierzcie i pokrójcie w plastry o grubości ok. 1cm, następnie każdy z nich pokrójcie na ćwiartki. Bulwy topinamburu również obierzcie (lub dokładnie wyszorujcie) i pokrójcie na mniejsze kawałki np. wielkości kęsa. 

Na rozgrzanej patelni usmażcie boczek (wcześniej pokrojony w paski). Gdy będzie chrupiący dodajcie pokrojone warzywa, dokładnie wymieszajcie, tak by wytopiony tłuszcz dokładnie je pokrył. Dodajcie tymianek i natkę pietruszki, dokładnie wymieszajcie. Smażcie aż warzywa lekko się zarumienią, dolejcie wino i zmniejszcie ogień do minimum. Gotujcie pod przykryciem przez kilka minut, aż alkohol odparuje. Dodajcie bulion i gotujcie przez 15-20 minut na małym ogniu bez przykrycia, aż warzywa będą miękkie z zewnątrz, ale jeszcze lekko chrupiące w środku. Na koniec doprawcie solą i pieprzem.

Podawajcie udekorowane posiekaną natką pietruszki. Smacznego!

sobota, 20 kwietnia 2013

Ogórecznik. Szeneker i skórka cytrynowa. Weekendowe placuszki.


W końcu mamy wiosnę z prawdziwego zdarzenia. Na okolicznych bazarkach wysypały się nowalijki. Widziałam już nawet zielone szparagi. Nie podchodziłam by zapytać o cenę, poczekam jeszcze aż pojawią się nasze, krajowe. Na nowootwartych Koszykach można zdobyć wiele ciekawych rodzajów zieleniny, jak na przykład ogórecznik, którego do tej pory nie znałam.

To znaczy znałam, bo w moich rodzinnych okolicach rośnie go bardzo dużo, ale nigdy nie przyszło mi do głowy, że można go jeść i że jest taki dobry! I że smakuje, jak sama nazwa wskazuje baaardzo ogórkowo. To jakby smak ogórka zamknięty w zielonym włochatym liściu. Warto go spróbować. Ja już nie mogę się doczekać, aż wypróbuję kolejne przepisy z jego użyciem, bo na samych placuszkach z pewnością się nie skończy!

Lekkie z dodatkiem wyrazistego Szenekera, idealne na późne śniadanie w weekend.


Placuszki z ogórecznikiem

oryginalny przepis pochodzi od Jo.hanny (Galeria potraw)
(na 12 sztuk)

Składniki:
2 jajka
200g mąki (typ 550)
1 szklanka zimnej wody
2 łyżeczki proszku do pieczenia
4 łyżki startego Szenekera
1 łyżka startej skórki z cytryny
1 pęczek liści ogórecznika
sól i pieprz do smaku

plus
olej do smażenia
kilka liści ogórecznika
skórka cytrynowa otarta zesterem

Przygotowanie:
W misce wymieszajcie przesianą mąkę i proszek do pieczenia. W drugiej misce rozkłóćcie jajka, dodajcie wymieszaną mąkę z proszkiem do pieczenia, wodę, ser i startą skórkę cytrynową. Dokładnie wymieszajcie, doprawcie do smaku solą i pieprzem. Wszystko dokładnie wymieszajcie. Liście ogórecznika dokładnie oczyśćcie, usuńcie ogonki, z grubsza przesiekajcie. Wrzućcie je do ciasta i dobrze wymieszajcie. 

Na patelni rozgrzejcie olej, nakładajcie po łyżce ciasta, smażcie z obu stron do zrumienienia. 

Podawajcie od razu, udekorowane liśćmi ogórecznika i skórką cytrynową. Smacznego!

czwartek, 18 kwietnia 2013

Kalafior i topinambur. Kmin i kolendra. Z piekarnika.


Lubię, gdy dłonie pachną słonecznikiem. Uwielbiam się dłubać w tych małych ziarenkach, wydostawać na światło dzienne biały środek. Jeszcze teraz zdarza mi się, że nie zjadam ich od razu, tylko odkładam... a potem gdy mam już jakieś pół kubka, to wypycham nimi całą buzię niczym chomik.

Tym razem jednak moje dłonie pachną słonecznikiem, choć w domu go nie ma. Jest za to topinambur, nie bez przyczyny nazywany również słonecznikiem bulwiastym. Nie sposób przestać wąchać dłoni... Serio pachną słonecznikiem!

Dwa dni temu otworzyło się w Warszawie nowe miejsce - Koszyki. Poszłam tylko się rozejrzeć, a wyszłam z torbą pełną topinamburu oraz nowalijek - szpinak, musztardowiec, ogórecznik, botwinka... Ta ilość świeżej zieleniny raduje moje serce, zwłaszcza po tak długiej zimie. Takiego miejsca brakowało mi w Centrum. Targ, gdzie znajdę dobre mięso, ryby, sery i warzywa bez konieczności przedostawania się na drugą stronę miasta. Już nie mogę doczekać się jutrzejszej wizyty. Jeśli mieszkacie niedaleko, to wybierzcie się koniecznie!

***

Początkowo miałam topinambur zjeść w całości na surowo. Zmieniłam zdanie, gdy znalazłam ten przepis, zwłaszcza że kalafior czekał już jakiś czas na wykorzystanie. I jak? Wyszło lekko pikantnie (dla amatorów ostrrrej kuchni polecam zwiększyć dawkę cayenne) i orientalnie dzięki kminowi i kolendrze. Jeśli lubicie takie smaki, to z pewnością Wam posmakuje.

Pieczony kalafior i topinambur w wersji pikantnej

oryginalny przepis pochodzi ze strony foodnetwork.com
(na 1 porcję)

Składniki:
1 mała główka kalafiora
300g topinamburu
3 łyżki oleju z pestek winogron
2 łyżeczki pieprzu cayenne
1 łyżeczka mielonego kminu
1/2 łyżeczki mielonej kolendry
szczypta soli

plus do dekoracji
liście kolendry

Przygotowanie:
Piekarnik rozgrzejcie do 175 stopni (górna grzałka, najlepiej z opcją grill).
Kalafiora oczyśćcie i podzielcie na mniejsze różyczki (takie wielkości dużego kęsa). Topinambur obierzcie, dokładnie opłuczcie i pokrójcie w grube plastry ok. 1 cm.

W misce wymieszajcie olej z przyprawami, dodajcie warzywa i dokładnie wymieszajcie, aby pasta dokładnie je przykryła. Ułóżcie je na blasze wyłożonej papierem do pieczenia i wstawcie do piekarnika na pół godziny. W połowie czasu pieczenia przewróćcie warzywa na drugą stronę, by równomiernie się upiekły.

Wyciągnijcie z piekarnika, przełóżcie na talerz/talerze, posypcie kolendrą i podawajcie od razu. Gwarantuję, że zniknie natychmiast! Smacznego!

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Niepalona kasza gryczana. Czerwona cebula. Pieczarki i por. Wiosna at last!


W końcu można odetchnąć pełną piersią bez obawy, że mroźne powietrze będzie rozsadzało płuca. W tym roku wiosna przyszła nagle, choć wyczekiwałam jej co najmniej od miesiąca. Zaskoczyła mnie gdy siedziałam w auli. Czułam promienie słońca na karku. Co jakiś czas wzrok sam się odwracał do okna...

Jak ja żałowałam, że nie można otworzyć okna. Ja rozumiem klimatyzacja klimatyzacją, ale nie ma nic lepszego niż wiosenne powietrze! Siedziałam więc, słuchałam i czekałam aż będę mogła opuścić mury uczelni, wyjść na dwór... W końcu będę mogła wystawić twarz do słońca, którego zima w tym roku naprawdę nam poskąpiła. Nie zawiodłam się. Ba, nawet kilka przystanków przeszłam na piechotę by tylko móc docenić pogodę.

Gdy dotarłam do domu raczej nie miałam weny do gotowania. Ciągnęło mnie na powietrze! Znam dobrze kaprysy naszego klimatu, więc nie chciałam zmarnować ani jednego promienia słońca. Zrobiłam szybki przegląd szafek i lodówki. Odnalazłam niepaloną kaszę gryczaną. Kombinowałam, co chwila zaglądając do lodówki. Ostatecznie zdecydowałam się na czerwoną cebulę, por i pieczarki. Do tego ocet balsamiczny. Wyszło smacznie, prosto, a co najważniejsze (prawie) zrobiło się samo!

Kasza gryczana z czerwoną cebulą, porem i pieczarkami

przepis własny
(na 1 porcję)

Składniki:
3/4 szklanki kaszy gryczanej (niepalonej)
1,5 szklanki bulionu warzywnego
2 łyżki oliwy
około 10cm kawałek pora
1 mała czerwona cebula
6-8 małych pieczarek
1 łyżka octu balsamicznego
sól i czarny pieprz do smaku

Przygotowanie:
Kaszę gotujcie w bulionie pod przykryciem. Najpierw przez 5 minut na dużym ogniu, następnie przez 10-15 minut na małym ogniu (bulion powinien całkowicie odparować). Ściągnijcie garnek z ognia, owińcie go szczelnie ręcznikiem i odstawcie w ciepłe miejsce na czas przygotowywania reszty składników.

Pora pokrójcie w grubsze plasterki, zeszklijcie na łyżce oliwy, zdejmijcie z patelni. Pieczarki pokrójcie na ćwiartki, a cebulę w większe cząstki. Wrzućcie na patelnię, zeszklijcie na pozostałej oliwie. Dodajcie ocet balsamiczny, dokładnie wymieszajcie, by pokrył dokładnie pieczarki i cebulę. Smażcie jeszcze przez chwilę. Podsmażone składniki dodajcie do kaszy, doprawcie do smaku solą i czarnym pieprzem, dokładnie wymieszajcie.

Podawajcie od razu. Smacznego!

czwartek, 11 kwietnia 2013

Drożdże. Domowy sos pomidorowy. Szynka włoska i Szeneker. Pizzerinki.


Do dziś pamiętam pierwszą pizzę, którą zrobiła moja mama. Zdecydowanie bliżej jej było do focacci, a tak naprawdę do wytrawnego drożdżowego placka niż do prawdziwej pizzy. Ciasto grube na co najmniej dwa-trzy palce, a na wierzchu oczywiście kiełbasa pokrojona w kostkę, plasterki pomidorów i cebuli, niewielka ilość sera i czerwona papryka.... 

Papryka, która po upieczeniu okazała się być piekielnie ostra. Każdy kto tylko ugryzł kawałek nagle robił się czerwony, oczy zaczynały łzawić... Poszukiwanie wody/jogurtu, czegokolwiek co byłoby w stanie złagodzić to przeraźliwe pieczenie. O tak, pizzę zapamiętaliśmy na długo :) Jak się łatwo domyślić, następna nie pojawiła się na naszym stole zbyt szybko.

Moje obecne pizze bardzo różnią się od tej, którą jadłam jako dziecko. Lubię jak drożdżowe ciasto współpracuje, jest takie elastyczne. Odrywam kawałek, formuję małą kulkę, na lekko omączonym blacie rozwałkowuję je odrobinę, a potem rozciągam już dłońmi w powietrzu. Potem na każdym placku rozsmarowuję domowy sos pomidorowym. A potem to czyste szaleństwo! Na pizzy ląduje wszystko to, czego dusza zapragnie.

 

Czasem jednak piekę małe placki, tak jak dziś, z samym sosem pomidorowym, a na wierzchu układam to za czym mi się tęskni. Tym razem kolorami chcę ściągnąć słońce, którego ciągle mi mało. Wystarczy już tych chmur i szarości. Wiosno gdzie jesteś?

Pizzerinki z sosem pomidorowym, Szenekerem i szynką parmeńską

oryginalny przepis pochodzi z książki "Kuchnia włoska" z serii Podróże kulinarne (s. 102)
(na 10 pizzerinek)

Składniki:
na ciasto:
25g świeżych drożdży
1/2 łyżeczki soli
2 i 1/2 szklanki mąki (typ 650)
250ml ciepłej wody
1 łyżka oliwy

na sos:
1/2 łyżki oliwy
1 mała cebula
1 ząbek czosnku
200g krojonych pomidorów z puszki
1/4 szklanki przecieru pomidorowego
1 łyżeczka brązowego cukru
1 łyżeczka suszonego oregano
1 łyżeczka suszonej bazylii
1/4 łyżeczki ostrej papryki

plus na każdą pizzerinkę:
garść ulubionej sałaty (u mnie frisse i rukola)
2 plasterki szynki parmeńskiej
4-5 plasterków Szenekera

plus:
mąka do omączenia blatu
oliwa do wysmarowania miski, w której będzie wyrastać ciasto

Przygotowanie:
Na początku przygotujcie sos. W dużym rondlu rozgrzejcie oliwę, dodajcie drobno pokrojoną cebulę, zeszklijcie.  Dodajcie przeciśnięty przez praskę czosnek, posiekane pomidory, przecier i przyprawy. Gotujcie na małym ogniu przez około 40 minut, aż sos zgęstnieje (powinien mieć taką konsystencję jak na zdjęciu).


Do miseczki rozkruszcie drożdże, rozpuśćcie je w 100ml ciepłej wody. Odstawcie na 15 minut w ciepłe miejsce, by zaczęły pracować. 

Do dużej miski przesiejcie mąkę, dodajcie sól, oliwę i aktywne drożdże. Stopniowo dodawajcie wodę, dokładnie wymieszajcie, aż składniki się połączą. Następnie na omączonym blacie wyróbcie je przez około 15 minut, aż stanie się gładkie i elastyczne. Przełóżcie je do miski wysmarowanej oliwą, nakryjcie ściereczką i odstawcie w ciepłe miejsce na kilkadziesiąt minut, aż ciasto podwoi swoją objętość. Odgazujcie ciasto, podzielcie je na 10 równych części. Każdą porcję wyrabiajcie na lekko omączonym blacie, rozwałkujcie na 10 cm placki.

Na każdy placek nałóżcie po dwie łyżki sosu, dokładnie rozsmarujcie po cieście. Pieczcie w piekarniku rozgrzanym do 200 stopni (górna i dolna grzałka) przez 15 minut. 

Wyciągnijcie upieczone pizzerinki z piekarnika. Na każdej ułóżcie sałatę, szynkę i plasterki Szenekera. Podawajcie od razu. Smacznego!

A wieczorem przydadzą się drożdże...


A wieczorem przydadzą się drożdże... so stay tuned :)
 

Miłego dnia!
E.

wtorek, 9 kwietnia 2013

Dynia i chilli. Oliwki i włoska szynka. Quesadillas.

 

Dwa placki tortilli, ser, a pomiędzy.... czego tylko dusza zapragnie! Ograniczeniem jest tylko nasza kulinarna wyobraźnia. To jeden z moich ulubionych sposobów na opróżnianie lodówki, np. z resztek wędlin.

Moja wyobraźnia tym razem postanowiła połączyć kuchnię meksykańską z włoską i szczerze napiszę, że to całkiem niezły mariaż. Gorgonzola pasuje do pszennych placków idealnie, nadaje całemu daniu charakteru, bo pazur oczywiście ma dzięki chilli!


Quesadillas z pieczoną dynią, gorgonzolą i włoską szynką

inspiracja pochodzi ze strony womanandhome.com
(na 2 porcje)

Składniki:
2 pszenne tortille
100g dyni (obranej i pozbawionej pestek) [u mnie butternut]
1 łyżka oliwy
2 czerwone papryczki chilli
1 łyżka czarnych oliwek
4-6 plasterków włoskiej szynki (użyłam Specku)
40g gorgonzoli
1 łyżka świeżych liści bazylii

Przygotowanie:
Piekarnik rozgrzejcie do 175 stopni (górna i dolna grzałka).
Dynię pokrójcie w kostkę, skropcie oliwą, dokładnie wymieszajcie i wysypcie na wyłożoną papierem do pieczenia blachę. Wstawcie do rozgrzanego piekarnika i pieczcie przez 30 minut. Upieczoną wyciągnijcie z piekarnika i odłóżcie na bok do ostygnięcia.

Ser utrzyjcie na tarce o małych oczkach, rozdzielcie go równo na pół. Oliwki i chilli pokrójcie na plasterki.

Na tortillę równo wysypcie odłożoną połowę sera, pieczoną dynię, posiekane oliwki, bazylię i chilli. Następnie ułóżcie porwane plasterki szynki, oprószcie drugą częścią sera, połóżcie na wierzch drugi placek. Lekko dociśnijcie ręką, by wnętrze lekko się skleiło. 

Smażcie na suchej patelni przez 3-4 minuty z każdej ze stron, do zrumienienia. Podawajcie od razu, na ciepło. Smacznego!

niedziela, 7 kwietnia 2013

Biała kiełbasa i cebula. Piwo pszeniczne. Poświątecznie.

 

Powoli odgrzebuję się z poświątecznych zapasów. Część tych, które dostaliśmy od rodziców od razu powędrowała do zamrażalnika. Inne bardzo się przydały w tygodniu, gdy mój dzień pracy rozciągnął się do ponad dziesięciu godzin. Na dnie lodówki ostały się jeszcze cztery białe kiełbasy, które z tego co pamiętam kupiłam z myślą o pewnych tarteletkach. Niestety nie dałam rady przerobić ich na Święta, dlatego pojawiły się na naszym stole dopiero teraz.

Pomysł na białą kiełbasę w piwie podpatrzyłam w jednym z programów Tomka Jakubiaka. Przepis jest bardzo prosty, ale pełen smaku. A ta lekko chrupiąca skórka... poezja! Tomek do kiełbasy polecał piwo pszeniczne, ale sprawdzi się też np. jabłkowe.


Biała kiełbasa z cebulą na piwie pszenicznym

(na 2 porcje)

Składniki:
4 białe kiełbasy (surowe)
2 cebule
1,5 szklanki piwa pszenicznego
1 łyżka oleju
sól
pieprz

Przygotowanie:
Cebulę obierzcie i pokrójcie w półplasterki. Na patelni rozgrzejcie oliwę, zeszklijcie cebulę. Dodajcie kiełbasę i podsmażcie do zrumienienia z obu stron. Następnie zalejcie ją szklanką piwa i gotujcie na małym ogniu do odparowania, co najmniej połowy płynu.

Przełóżcie całość do naczynia do zapiekania i pieczcie (w rozgrzanym do 175 stopni piekarniku) przez 15 minut. 

Podawajcie na ciepło z chrzanem. Smacznego!

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Kokos i mini foremki. Babeczki.


Niesamowita jest ta biel za oknem. Mam wrażenie jakbym cofnęła się o kilka miesięcy wstecz i zamiast obchodzenia Świąt Wielkanocnych jesteśmy właśnie w trakcie Bożego Narodzenia... Tylko kartka w kalendarzu przypomina, że jest inaczej. Złośliwy chochlik pogodowy, czy to jednak normalne? Skądś przecież wzięły się powiedzenie "Kwiecień plecień, co przeplata, trochę zimy, trochę lata".

Przy świątecznym stole śmiech, rodzina (i ta bliższa i ta dalsza) i oczywiście jedzenie. Zaczęliśmy od jajek, przeszliśmy przez żurek, pieczoną białą kiełbasę, sałatki i domowe wędliny... zakończeniem całego wytrawnego wieczoru był bigos (!) I jak tu nie oprzeć się wrażeniu, że świat stanął na głowie? 

A potem przyszła kolej na słodkości... Na stół wjechały mazurki: kajmakowy, z marmoladą z gorzkich pomarańczy i różany, do tego sernik na prawdziwym tłustym wiejskim serze, rolada jabłkowa, torcik czekoladowy i babeczki... Szaleństwo? Trochę tak, ale to przecież Święta :)


Babeczki kokosowe

oryginalny przepis pochodzi z książki "Encyklopedia wypieków i pieczenia" B. Rasmusson (s. 166), poniżej mój ze zmianami
(na 4 babeczki - foremki o pojemności 250ml każda)

Składniki:
65g masła
2 jajka
135g drobnego brązowego cukru
35g wiórków kokosowych
120g mąki pszennej razowej
160g mąki pszennej (typ 550)
1 łyżeczka proszku do pieczenia
50ml mleka

plus
masło do wysmarowania foremek
bułka tarta do obsypania foremek
cukier puder do dekoracji

Przygotowanie:
Formy do babki wysmarujcie masłem i wysypcie bułką tartą. 

W rondlu rozpuśćcie masło. Jajka utrzyjcie z cukrem na jasną i puszystą masę. W dużej misce wymieszajcie, wiórki kokosowe, obie mąki i proszek do pieczenia. Dodajcie ubite jajka i dokładnie wymieszajcie. Dodajcie mleko i masło, ponownie zamieszajcie, aż powstanie jednolita masa. Następnie rozłóżcie ciasto po równo do każdej foremki.

Pieczcie w piekarniku rozgrzanym do 175 stopni (górna i dolna grzałka) przez 20-25 minut* (do suchego patyczka). Potem wyciągnijcie je i zostawcie na kilka minut w foremkach. Następnie odwróćcie foremki i delikatnie stukając w dno wyciągnijcie babeczki. 

Przed podaniem posypcie cukrem pudrem. Smacznego!


* w przypadku gdybyście chcieli upiec jedną dużą babkę powinniście ją piec przez 40-50 minut.