Mój mąż zakochał się w tej baletnicy. Przed swoimi urodzinami nawet kilkukrotnie pytał, czy umiałabym zrobić Pavlovą z malinami. Taką jaką niedawno mieliśmy okazję próbować u naszych sąsiadów. Nie ukrywam, że mnie też zauroczyła. Pavlova z malinami od tego roku to dla mnie kwintesencja końcówki lata.
Nie jestem mistrzynią wypieków, ale czasem udaje mi się przygotować ciasto, które wzbudza zachwyt u wszystkich, którzy go próbowali. Do tej pory też uważałam się za kompletne beztalencie jeśli chodzi o bezę. Na blogu możecie zobaczyć jedną z moich prób. Choć każda z tych prób mi smakowała, to nie zachwycała urodą... albo pianka nie była miękka i ciągnąca... albo po upieczeniu zapadała się do środka... albo w ogóle nie wyrosła i była gumowa... Ech, tyle miałam tych nieudanych prób, że skupiłam się na ciastach, które mi wychodzą.
Dopiero gdy niedawno spróbowałam ponownie takiej domowej, to moja kulinarna ambicja dostała lekkiego pstryczka w nos. Do tego gdy M. kilkukrotnie zapytał, czy umiałabym zrobić takie ciasto, to podjęłam rzuconą rękawicę. Okazja nadarzała się sama - urodziny M. Dostałam przepis. Choć wiedziałam, że nie ma szans się nie udać, bo próbowałam jej kilkanaście dni wcześniej, to wsparłam się tymi dwoma przepisami (1,2) i ostatecznie powstała kompilacja wszystkich trzech. Już teraz wiem, że kluczem do
idealnej Pavlovej jest stopniowe dodawanie cukru oraz absolutnie jedna z
najniższych temperatur, w jakich kiedykolwiek piekłam ciasto (150 stopni, a potem suszenie 75 stopni - ale kluczowe jest wyczucie swojego piekarnika, mój na 175 stopniach przypaliłby bezę). Dodanie mąki ziemniaczanej i octu sprawia, że piana jest bardziej stabilna, a sama beza ostatecznie bardziej zwarta wewnątrz i krucha na zewnątrz.
Pavlova z mascarpone i malinami
(o 24 cm średnicy)
Składniki:
6 białek
szczypta soli
300g cukru pudru
1 łyżeczka mąki ziemniaczanej
1 łyżka octu z jabłek lub białego wina
masa
250 ml śmietany kremówki 36%
250 g sera mascarpone
do dekoracji
maliny
listki mięty
Przygotowanie:
Do misy miksera wbijamy białka, dodajemy szczyptę soli i ubijamy na sztywną pianę (jeśli podniesiecie misę miksera do góry nogami i ani drgnie, to ten moment).
Stopniowo łyżka po łyżce dodajemy cukier puder, cały czas ubijając, aż powstanie sztywna i błyszcząca piana (piana będzie idealna, jeśli po wyciągnięciu rózgi ubijającej będzie ona zachowywać pozostawiony kształt).
Na koniec dodajemy łyżeczkę przesianej mąki ziemniaczanej i 1 łyżkę octu. Ubijamy tylko do czasu połączenia się składników.
Piekarnik rozgrzewamy do 150 stopni (górna i dolna grzałka).
Na blasze wyłożonej papierem do pieczenia rysujemy okrąg o średnicy 24 cm. Wykładamy na niego przygotowaną masę bezową i delikatnie wyrównujemy szpatułką (nie jestem mistrzynią w formowaniu bezy, ale jeśli chcecie możecie ją zebrać lekko do góry).
Wstawiamy do rozgrzanego piekarnika i pieczemy przez 30 minut. Następnie zmniejszamy temperaturę do 75 stopni i pieczemy przez kolejne 2 godziny.
Po wyciągnięciu z piekarnika studzimy na blaszce.
Wystudzoną bezę przenosimy na paterę, na której będzie serwowana.
Przed samym podaniem przygotowujemy krem. Do misy miksera wkładamy zimną kremówkę i serek mascarpone, ubijamy na sztywną masę. Przygotowany krem wykładamy na bezę.
Dekorujemy malinami i listkami mięty.
Podajemy od razu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Witaj!
Super, że chcesz podzielić się ze mną swoją opinią. Komentarze są moderowane, dlatego nie martw się, jeśli Twój komentarz nie pojawi się od razu.